rozpoczynamy dziś nowy cykl. W każdą środę będziemy doradzać pasjonatom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z kolekcjonowaniem sztuki i antyków.
Coraz częściej zwracają się do nas Państwo w wiadomościach prywatnych z prośbą o poradę przy dokonywaniu zakupów. Chcielibyśmy podpowiedzieć Wam jak zbudować wartościową kolekcję, która nie tylko będzie cieszyć oczy wasze i waszych gości, ale także będzie stanowiła spójną całość oraz będzie pewną lokatą kapitału, której wartość będzie rosła.
Co tydzień będziemy Wam podpowiadać o jaki element warto wzbogacić taką kolekcję.
Dziś zaczynamy budować kolekcję rzadkich i wartościowych okazów porcelany śląskiej. Na początek polecamy klasyczną filiżankę w stylu biedermeier, wyprodukowaną w manufakturze Josepha Schachtela w Jedlinie Zdrój. W stosunku do takich potentatów na rynku porcelany jak Carl Tielsch czy Karl Krister z Wałbrzycha, była to manufaktura niewielka, dlatego dziś jej wyroby na rynku antykwarycznym należą do rzadkości, a w przyszłości będzie ich jeszcze mniej. Zwłaszcza tych z najstarszą sygnaturą - taką, jaką posiada nasza filiżanka.
Kilka słów o manufakturze (zaczerpniętych z Encyklopedii Śląskiej Porcelany - podstawa dla kolekcjonera, do kupienia w antykwariacie Antyczek):
Manufaktura założona w 1857 roku przez przedsiębiorców Behrends i Schwarz. Dwa lata później wykupiona przez Josepha Schachtela. Początkowo produkcja główek do fajek, potem białej porcelany stołowej. Od 1875 r. początek eksportu do USA. Dwa lata później fabryka rozpoczęła produkcję izolatorów do linii telegraficznych, a na początku XX w. do linii wysokiego napięcia. Właśnie produkcja izolatorów oraz elementów elektrotechnicznych była główną gałęzią produkcji tej wytwórni (momentami 80% produkcji). Maksymalnie w 1904 roku w fabryce pracowało 350 osób. Dla porównania zakłady Kristera w Wałbrzychu już w 1859 roku zatrudniały 1200 osób. W 1916 r. przekształcenie w Towarzystwo Akcyjne. Po wojnie produkcje wznowiono, ale już tylko w zakresie elementów elektrotechnicznych.
Nasz filiżanka doskonale dokumentuje trendy panujące w produkcji śląskiej porcelany w połowie XIX w. Był to czas, kiedy formy i dekoracje bardzo chętnie kopiowano z wyrobów berlińskiej manufaktury F.A. Schumana. Tak jest także w tym przypadku.
Oferowana filiżanka nie nadszarpnie poważnie budżetu początkującego kolekcjonera (200 zł, przesyłka gratis), a przy tym będzie stanowiła trzon wartościowej kolekcji rzadko spotykanych wyrobów.
Rada dla początkujących kolekcjonerów: załóżcie komputerowy katalog swojej kolekcji. Zamieszczajcie w nim zdjęcia i podstawowe informacje o każdym zakupie. Im szybciej zaczniecie, tym łatwiej będzie Wam uporządkować kolekcję.
Jeśli kiedyś będziecie chcieli sprzedać ją w całości, fakt, że jest skatalogowana podniesie jej wartość!
***
Drodzy Kolekcjonerzy,kontynuujemy dziś temat stawiania pierwszych kroków w budowaniu wartościowej kolekcji.
Zaczynając swoją przygodę z kolekcjonowaniem porcelany dobrze jest już na samym początku określić jej temat/zakres. Jeśli podczas kupowania kolejnych perełek będziemy kierować się konkretnym kluczem, unikniemy w przyszłości gromadzenia zupełnie nie powiązanych ze sobą przedmiotów. Kolekcja spójna tematycznie ma z pewnością większe walory estetyczne, a w jej wartości materialna w przyszłości również będzie rosła.
Dzięki kontaktom z pasjonatami, które udało nam się nawiązać także tutaj, na Facebooku, wiemy, że jest w Polsce sporo kolekcjonerów z mocno profilowanymi zbiorami. Nie będziemy tu nikogo przywoływać z nazwiska (Państwo sami się rozpoznają:-), ale mamy przyjemność znać właścicieli największych w Polsce kolekcji porcelany ze Stanowic, Jaworzyny Śląskiej czy Żar.
Określając zakres tematyczny naszej kolekcji możemy zdecydować się na jedną manufakturę, grupę manufaktur (np. Śląsk, ale przy tak szerokim zakresie wskazane jest też zawężenie pola poszukiwań, np. tylko do najstarszych sygnatur - wtedy zabawa będzie jeszcze lepsza, bo trudniejsza), ale też stylów/okresów. Obecnie do najbardziej poszukiwanych na rynku antyków (nie tylko porcelany) należą przedmioty wykonane w stylistyce Art deco oraz New look.
Styl biedermeier i secesja nie cieszą się aktualnie taką popularnością, ale oznacza to, że te wyroby możemy dziś kupić w okazyjnych cenach! Ich wartości z pewnością nie spadanie, a kiedy moda się zmieni (a przecież zmienia się zawsze), nasza kolekcja zdecydowanie zyska na wartości.
Przedstawiamy dziś Państwu dzbanek do kawy, typowy dla niemieckiego Jugendstil/secesji, wykonany w latach 1900-1914 w manufakturze Carla Tielschla w wałbrzyskim Starym Zdroju. Jest to forma Louise z fantazyjnymi uchwytami, których kształt, wraz z kwiatową dekoracją, nawiązuje do popularnych wówczas motywów roślinnych. Co ciekawe, powierzchnia naczyń mieni się różnymi barwami, w zależności od oświetlenia. Tę technikę nazywamy iryzacją, a uzyskany efekt lustrem (dzięki specjalnym farbom nanoszonym przed ostatnim wypałem).
Rada dla początkujących kolekcjonerów:
To, że ktoś może pochwalić się upolowaniem wspaniałej perły na ryneczku za 5 zł, albo wie gdzie można kupić "Miśnię" w zaskakującą niskich cenach, wcale nie znaczy, że taka jest rynkowa i realna wartość tych przedmiotów! To po prostu łut szczęścia, znajomości i wiedza jak, gdzie i kiedy można upolować coś w zaskakująco niskiej cenie. Takie okazje nie mają jednak przełożenia na globalny rynek, gdzie na ostateczną i aktualną cenę wpływ ma wiele czynników. Co wpływa na ceny i jak określa się wartość porcelany? O tym postaramy się napisać w kolejnym odcinku naszego mini poradnika.
Zapraszamy!
Drodzy Kolekcjonerzy,
kontynuujemy rozpoczęty kilka tygodni temu temat dotyczący początków budowania wartościowej kolekcji. Po kontrowersyjnym zagadnieniu wyceny porcelany, chcielibyśmy przejść do kwestii mniej przyziemnych. Dziś o znaczeniu dobrego projektu i początkach designu!
To bardzo popularne ostatnio słowo pada zazwyczaj w kontekście projektu, który jako wzór przemysłowy, dzięki masowej produkcji staje się dobrem ogólnie dostępnym. Znajomość nazwiska projektanta jest tu kluczowa - dzięki temu konsumenci mogą utożsamiać się z jego stylem i budować wokół siebie jednorodną przestrzeń. Ceny przedmiotów zaprojektowanych przez uznanych wizjonerów osiągają na aukcjach niebotyczne pułapy. Dotyczy to np. projektów mebli z lat 60. XX w., bez względu na to czy przedmiot pochodzi z epoki czy jest współczesną, licencjonowaną reedycją. Dlaczego zatem stoliki, krzesła i sofy z Ikei nie są przedmiotem licytacji w domach aukcyjnych? Pochodzą przecież z tamtego okresu i są bez wątpienia dobrze zaprojektowane w duchu skandynawskiego minimalizmu… Ikea jednak w latach 60. nie sygnowała swoich produktów nazwiskiem projektanta, przez co są dziś bezimienne. Obecnie błąd ten został naprawiony i możemy poznać nazwisko autora popularnych mebli, być może kiedyś więc zyskają status kolekcjonerskich.
Jeśli chodzi o świat antyków i dzieł sztuki to pojęcie designu chętnie odnosimy do wzornictwa lat 60. i 70. XX w., a maksymalnie cofamy się do okresu tuż przed drugą wojną światową. Czy to znaczy jednak, że porcelana z dziewiętnastowiecznych manufaktur śląskich (produkt bądź co bądź o charakterze masowym) nie była przez nikogo zaprojektowana? Absolutnie nie, jednak połowa dziewiętnastego wieku to czas kiedy projektant wyrobów masowych nie był osobistością poważaną, ani w żadnym wypadku sławną, a projekt nie był chroniony prawem. Stąd popularne wzory berlińskie były natychmiast kopiowane w manufakturach śląskich i próżno szukać nazwisk twórców wzornictwa przemysłowego. W tamtych czasach liczył się kunszt i artystyczne wykonanie, przetrwały zatem tylko nazwiska wielkich artystów. Dziś (jest to ciekawa uwaga zaczerpnięta z polecanej przez nas książki „Zacznij kochać dizajn”) na rynku kolekcjonerskim bardziej doceniamy dobry, wyróżniający się projekt, wykonany w tysiącach egzemplarzy niż artystyczny szlif czy mistrzowskie wykonanie wyrobów, które swoją formą nie wnoszą nic nowego. Dlatego szklany wazon odciśnięty w formie, ale o świetnej nowatorskiej linii ceni się bardziej niż godzinami ręcznie szlifowany produkt bazujący na starej formie. Choć nie znamy i pewnie nigdy nie poznamy nazwisk doskonałych projektów dziewiętnasto i wczesno dwudziestowiecznych, warto zwrócić uwagę, że niektóre z nich zrobiły wielką karierę, były przez wszystkich kopiowane, a ich autorzy byliby dziś docenieni jako dobrzy „dizajnerzy”. Spójrzmy np. na ten zestaw telewizyjny lub z angielska toast&tea z wytwórni w Tułowiach. Dotychczas klasyczny zestaw śniadaniowy składał się z filiżanki ze spodkiem (do kawy lub herbaty) i talerzyka na kanapkę. Dopóki jakiś nieznany z nazwiska wizjoner nie wpadł na pomysł przełamania tej konwencji i nie połączył spodeczka z talerzykiem w jedną formę, którą wygodnie można trzymać w jednej ręce! Doskonały patent powstał na początku XX w., a karierę zrobił właśnie w dobie telewizji, kiedy śniadanie, zamiast spożywać przy stole, zaczęliśmy jeść na kolanach przed telewizorem. Albo nieśmiertelny „patyczak” produkowany przez wszystkie śląskie manufaktury, bezbłędnie rozpoznawalny sztandarowy projekt przedostatniej dekady XIX w. Autor tego doskonałego pomysłu na wygodne do trzymania „patyczakowate” uchwyty również przepadł w pomroce dziejów. „Charlotta” to sztandarowy projekt z Jaworzyny Śląskiej – bogaty barok w epoce Art deco, bezbłędnie rozpoznawalny i kopiowany chociażby w Ćmielowie. Czy ktoś zna jego autora? Dobry projekt to również graniasta biedermeierowska filiżanka ze spiczastym uszkiem – powstał w Berlinie, ale kopiował go cały Śląsk. Przykładów takich doskonały projektów, które stały się rozpoznawalne i wykonywane masowo można przytaczać więcej i więcej… A więc Kochani – design to nie tylko New look i lata 60! Przykładów dobrego designu możemy szukać także wcześniej, do czego Was zachęcamy i życzymy udanej zabawy.
Styl biedermeier i secesja nie cieszą się aktualnie taką popularnością, ale oznacza to, że te wyroby możemy dziś kupić w okazyjnych cenach! Ich wartości z pewnością nie spadanie, a kiedy moda się zmieni (a przecież zmienia się zawsze), nasza kolekcja zdecydowanie zyska na wartości.
Przedstawiamy dziś Państwu dzbanek do kawy, typowy dla niemieckiego Jugendstil/secesji, wykonany w latach 1900-1914 w manufakturze Carla Tielschla w wałbrzyskim Starym Zdroju. Jest to forma Louise z fantazyjnymi uchwytami, których kształt, wraz z kwiatową dekoracją, nawiązuje do popularnych wówczas motywów roślinnych. Co ciekawe, powierzchnia naczyń mieni się różnymi barwami, w zależności od oświetlenia. Tę technikę nazywamy iryzacją, a uzyskany efekt lustrem (dzięki specjalnym farbom nanoszonym przed ostatnim wypałem).
Rada dla początkujących kolekcjonerów:
To, że ktoś może pochwalić się upolowaniem wspaniałej perły na ryneczku za 5 zł, albo wie gdzie można kupić "Miśnię" w zaskakującą niskich cenach, wcale nie znaczy, że taka jest rynkowa i realna wartość tych przedmiotów! To po prostu łut szczęścia, znajomości i wiedza jak, gdzie i kiedy można upolować coś w zaskakująco niskiej cenie. Takie okazje nie mają jednak przełożenia na globalny rynek, gdzie na ostateczną i aktualną cenę wpływ ma wiele czynników. Co wpływa na ceny i jak określa się wartość porcelany? O tym postaramy się napisać w kolejnym odcinku naszego mini poradnika.
Zapraszamy!
***
Drodzy Kolekcjonerzy,
dziś spróbujemy zasygnalizować pewne kwestie dotyczące tematu rzeki, który zawsze wzbudza ogromne kontrowersje, a więc CENY porcelany. Zachęcamy też do dyskusji, bo z pewnością każdy kolekcjoner, nawet bardzo początkujący ma już swoją opinię na ten temat.
A zatem, od czego zależy cena porcelany? Dlaczego te dwie patery Karla Kristera zaprezentowane poniżej tak drastycznie różnią się ceną? Obie pochodzą z oferty Old Stuff, ta u góry kosztuje 60 zł, a ta na dole 800 zł...
Na początku chcielibyśmy zwrócić uwagę na pewną zależność:
wyceniając porcelanę powinniśmy cofnąć się do czasu, kiedy powstała. Jeżeli została wyprodukowana jako wyrób masowy (np. filiżanka od serwisu), tani, dostępny dla każdego to dziś i w przyszłości jej wartość będzie co prawa rosła, ponieważ porcelana jest krucha, tłucze się i tej starej będzie coraz mniej, ale nigdy nie osiągnie zawrotnej ceny. Natomiast jeśli już na wstępie był to wyrób luksusowy, a więc powstał w znacznie mniejszej ilości egzemplarzy, to w przyszłości cena będzie znacząco wzrastać. Kolejny temat to technika wykonania - jeśli mamy do czynienia z pracą ręczną, to cena wyrobu będzie wyższa. Ręczna malatura, jeśli jest dodatkowo potwierdzona znakiem malarni lub (jeszcze lepiej!) odręcznym podpisem autora jest znacznie bardziej ceniona od wyrobów zdobionych kalkomanią. Tutaj wyjątkiem od reguły jest porcelana tułowicka eksportowa na rynek amerykański. Są to wyroby pochodzące z najstarszego okresu działania fabryki Schlagelmilchów w Tułowicach, utrzymane w stylistyce secesyjnej, niemal w stu procentach zdobione tapetą (w dużym skrócie można powiedzieć, że to kalka pokrywająca całą lub większą część powierzchni naczynia). Ceny tych przedmiotów są bardzo wysokie, nierzadko liczone w setkach i tysiącach dolarów. Tutaj mamy jednak do czynienia z innym czynnikiem. Jest to wartość kolekcjonerska, a więc nie samego wyrobu jako takiego, ale miary jego pożądania i częstotliwości występowania na rynku kolekcjonerskim. Choć jest to porcelana zdobiona kalką, to jednak tę kalkę też ktoś (niewątpliwie artysta) musiał zaprojektować i wykonać. Do tego niektóre motywy wykonywano rzadziej niż inne, np. wszystkie motywy figuralne są bardzo pożądane na rynku, ponieważ jest ich dziś bardzo mało. Jeśli jeszcze ktoś zbiera konkretne przedstawienia, np. cztery pory roku czy faunę afrykańską to każdego kolejnego nabytku do swojej kolekcji może szukać nawet kilka lat, ale... pomyślmy ile taka kolekcja może być warta!
Jeśli już jesteśmy przy porcelanie eksportowej to warto również mieć na uwadze skąd biorą się jej wysokie ceny. Wyjaśnimy to na przykładzie porcelany śląskiej:
ta produkowana na rynek lokalny, czyli niemiecki jest cały czas jeszcze na tym rynku dostępna, natomiast ta, która wyjechała za Ocean jest znacznie trudniejsza do zdobycia. Na jej cenę wpływa: fakt, że jest ona zdobiona zupełnie innymi technikami (do Stanów płynęła biała porcelana, która na miejscu przez amerykańskich artystów była malowana i złocona) lub były to linie przeznaczone tylko na eksport (np. RS Prussia, Ohme Old ivory); fakt, że porcelana ta przetrwała podróż w tą i z powrotem przez Ocean (a sami Państwo wiedzą jak trudny jest transport kruchego białego złota) + opłaty eksportowe, tj. wysokie koszty transportu oraz cło, które w naszym kraju wynosi ok. 40% od kosztów przedstawionych na fakturze zakupu (w tym cło naliczane jest także od kosztów przesyłki). Uff... no i robi się ładna sumka:)
I na końcu pytanie: czy warto rzeczywiście kupować drogą zabytkową porcelanę czy pozostać przy tej tańszej? Ze wszech miar warto! Oczywiście wielkim szczęściem jest okazyjny zakup bardzo wartościowego wyrobu w niskiej cenie - tutaj okazją są aukcje na Allegro, lokalne bazarki lub targi, na których zawsze możemy spotkać nieświadomego sprzedawcę. Jednak jeśli chcemy by nasza kolekcja była dobrą lokatą kapitału, a jej wartość cały czas rosła to prędzej czy później nie unikniemy zakupów za wysoką cenę. Inna kwestia to miejsce do przechowywania. Zaczynając budować kolekcję możemy ulec pokusie kupowania wszystkiego... Jednak kiedy dziesiątki, a potem setki filiżanek, talerzyków, dzbanuszków bez przykrywki (bo może kiedyś się dokupi) zaczyna wylewać się już z naszego kredensu, witrynki, każdej szafki itd. możemy dojść do wniosku, że zamiast dwudziestu filiżanek po 20 zł, warto byłoby mieć tę jedną, droższą, ale za to wyjątkową, rzadką, starą, malowaną ręcznie itd.
Pamiętajmy też, że w manufakturach porcelany najwięcej produkuje się filiżanek, pater już trochę mniej, a wazonów jeszcze mniej! Tutaj proporcje mogą być jak 100 do 1. A wyroby takie jak biszkoptniki, pojemniki na herbatę, pot pouri, stojaki na biżuterię to dopiero rarytasy! A więc analogicznie ich cena będzie wyższa.
A teraz już całkiem na koniec:
patera Kristera za 60 zł to wyrób na rynek niemiecki, powszechnie występujący, ubogo zdobiony. Ciekawy ze względu na swój wiek - pochodzi z połowy XIX w.
Natomiast patera za 800 zł to wyrób eksportowy, na rynek amerykański, zdobiony w Stanach Zjednoczonych, co poświadcza sygnatura uznanej i nieistniejącej od lat 50. XX w. dekoratorni Stouffer Studio, malowany ręcznie, co potwierdza sygnatura artysty, lustro pokryte złotem. Patera po stu latach przeżyła podróż powrotną przez Ocean i wróciła na Śląsk.
I stąd taka różnica w cenie:)
dziś spróbujemy zasygnalizować pewne kwestie dotyczące tematu rzeki, który zawsze wzbudza ogromne kontrowersje, a więc CENY porcelany. Zachęcamy też do dyskusji, bo z pewnością każdy kolekcjoner, nawet bardzo początkujący ma już swoją opinię na ten temat.
A zatem, od czego zależy cena porcelany? Dlaczego te dwie patery Karla Kristera zaprezentowane poniżej tak drastycznie różnią się ceną? Obie pochodzą z oferty Old Stuff, ta u góry kosztuje 60 zł, a ta na dole 800 zł...
Na początku chcielibyśmy zwrócić uwagę na pewną zależność:
wyceniając porcelanę powinniśmy cofnąć się do czasu, kiedy powstała. Jeżeli została wyprodukowana jako wyrób masowy (np. filiżanka od serwisu), tani, dostępny dla każdego to dziś i w przyszłości jej wartość będzie co prawa rosła, ponieważ porcelana jest krucha, tłucze się i tej starej będzie coraz mniej, ale nigdy nie osiągnie zawrotnej ceny. Natomiast jeśli już na wstępie był to wyrób luksusowy, a więc powstał w znacznie mniejszej ilości egzemplarzy, to w przyszłości cena będzie znacząco wzrastać. Kolejny temat to technika wykonania - jeśli mamy do czynienia z pracą ręczną, to cena wyrobu będzie wyższa. Ręczna malatura, jeśli jest dodatkowo potwierdzona znakiem malarni lub (jeszcze lepiej!) odręcznym podpisem autora jest znacznie bardziej ceniona od wyrobów zdobionych kalkomanią. Tutaj wyjątkiem od reguły jest porcelana tułowicka eksportowa na rynek amerykański. Są to wyroby pochodzące z najstarszego okresu działania fabryki Schlagelmilchów w Tułowicach, utrzymane w stylistyce secesyjnej, niemal w stu procentach zdobione tapetą (w dużym skrócie można powiedzieć, że to kalka pokrywająca całą lub większą część powierzchni naczynia). Ceny tych przedmiotów są bardzo wysokie, nierzadko liczone w setkach i tysiącach dolarów. Tutaj mamy jednak do czynienia z innym czynnikiem. Jest to wartość kolekcjonerska, a więc nie samego wyrobu jako takiego, ale miary jego pożądania i częstotliwości występowania na rynku kolekcjonerskim. Choć jest to porcelana zdobiona kalką, to jednak tę kalkę też ktoś (niewątpliwie artysta) musiał zaprojektować i wykonać. Do tego niektóre motywy wykonywano rzadziej niż inne, np. wszystkie motywy figuralne są bardzo pożądane na rynku, ponieważ jest ich dziś bardzo mało. Jeśli jeszcze ktoś zbiera konkretne przedstawienia, np. cztery pory roku czy faunę afrykańską to każdego kolejnego nabytku do swojej kolekcji może szukać nawet kilka lat, ale... pomyślmy ile taka kolekcja może być warta!
Jeśli już jesteśmy przy porcelanie eksportowej to warto również mieć na uwadze skąd biorą się jej wysokie ceny. Wyjaśnimy to na przykładzie porcelany śląskiej:
ta produkowana na rynek lokalny, czyli niemiecki jest cały czas jeszcze na tym rynku dostępna, natomiast ta, która wyjechała za Ocean jest znacznie trudniejsza do zdobycia. Na jej cenę wpływa: fakt, że jest ona zdobiona zupełnie innymi technikami (do Stanów płynęła biała porcelana, która na miejscu przez amerykańskich artystów była malowana i złocona) lub były to linie przeznaczone tylko na eksport (np. RS Prussia, Ohme Old ivory); fakt, że porcelana ta przetrwała podróż w tą i z powrotem przez Ocean (a sami Państwo wiedzą jak trudny jest transport kruchego białego złota) + opłaty eksportowe, tj. wysokie koszty transportu oraz cło, które w naszym kraju wynosi ok. 40% od kosztów przedstawionych na fakturze zakupu (w tym cło naliczane jest także od kosztów przesyłki). Uff... no i robi się ładna sumka:)
I na końcu pytanie: czy warto rzeczywiście kupować drogą zabytkową porcelanę czy pozostać przy tej tańszej? Ze wszech miar warto! Oczywiście wielkim szczęściem jest okazyjny zakup bardzo wartościowego wyrobu w niskiej cenie - tutaj okazją są aukcje na Allegro, lokalne bazarki lub targi, na których zawsze możemy spotkać nieświadomego sprzedawcę. Jednak jeśli chcemy by nasza kolekcja była dobrą lokatą kapitału, a jej wartość cały czas rosła to prędzej czy później nie unikniemy zakupów za wysoką cenę. Inna kwestia to miejsce do przechowywania. Zaczynając budować kolekcję możemy ulec pokusie kupowania wszystkiego... Jednak kiedy dziesiątki, a potem setki filiżanek, talerzyków, dzbanuszków bez przykrywki (bo może kiedyś się dokupi) zaczyna wylewać się już z naszego kredensu, witrynki, każdej szafki itd. możemy dojść do wniosku, że zamiast dwudziestu filiżanek po 20 zł, warto byłoby mieć tę jedną, droższą, ale za to wyjątkową, rzadką, starą, malowaną ręcznie itd.
Pamiętajmy też, że w manufakturach porcelany najwięcej produkuje się filiżanek, pater już trochę mniej, a wazonów jeszcze mniej! Tutaj proporcje mogą być jak 100 do 1. A wyroby takie jak biszkoptniki, pojemniki na herbatę, pot pouri, stojaki na biżuterię to dopiero rarytasy! A więc analogicznie ich cena będzie wyższa.
A teraz już całkiem na koniec:
patera Kristera za 60 zł to wyrób na rynek niemiecki, powszechnie występujący, ubogo zdobiony. Ciekawy ze względu na swój wiek - pochodzi z połowy XIX w.
Natomiast patera za 800 zł to wyrób eksportowy, na rynek amerykański, zdobiony w Stanach Zjednoczonych, co poświadcza sygnatura uznanej i nieistniejącej od lat 50. XX w. dekoratorni Stouffer Studio, malowany ręcznie, co potwierdza sygnatura artysty, lustro pokryte złotem. Patera po stu latach przeżyła podróż powrotną przez Ocean i wróciła na Śląsk.
I stąd taka różnica w cenie:)
***
Drodzy Kolekcjonerzy,
kontynuujemy rozpoczęty kilka tygodni temu temat dotyczący początków budowania wartościowej kolekcji. Po kontrowersyjnym zagadnieniu wyceny porcelany, chcielibyśmy przejść do kwestii mniej przyziemnych. Dziś o znaczeniu dobrego projektu i początkach designu!
To bardzo popularne ostatnio słowo pada zazwyczaj w kontekście projektu, który jako wzór przemysłowy, dzięki masowej produkcji staje się dobrem ogólnie dostępnym. Znajomość nazwiska projektanta jest tu kluczowa - dzięki temu konsumenci mogą utożsamiać się z jego stylem i budować wokół siebie jednorodną przestrzeń. Ceny przedmiotów zaprojektowanych przez uznanych wizjonerów osiągają na aukcjach niebotyczne pułapy. Dotyczy to np. projektów mebli z lat 60. XX w., bez względu na to czy przedmiot pochodzi z epoki czy jest współczesną, licencjonowaną reedycją. Dlaczego zatem stoliki, krzesła i sofy z Ikei nie są przedmiotem licytacji w domach aukcyjnych? Pochodzą przecież z tamtego okresu i są bez wątpienia dobrze zaprojektowane w duchu skandynawskiego minimalizmu… Ikea jednak w latach 60. nie sygnowała swoich produktów nazwiskiem projektanta, przez co są dziś bezimienne. Obecnie błąd ten został naprawiony i możemy poznać nazwisko autora popularnych mebli, być może kiedyś więc zyskają status kolekcjonerskich.
Jeśli chodzi o świat antyków i dzieł sztuki to pojęcie designu chętnie odnosimy do wzornictwa lat 60. i 70. XX w., a maksymalnie cofamy się do okresu tuż przed drugą wojną światową. Czy to znaczy jednak, że porcelana z dziewiętnastowiecznych manufaktur śląskich (produkt bądź co bądź o charakterze masowym) nie była przez nikogo zaprojektowana? Absolutnie nie, jednak połowa dziewiętnastego wieku to czas kiedy projektant wyrobów masowych nie był osobistością poważaną, ani w żadnym wypadku sławną, a projekt nie był chroniony prawem. Stąd popularne wzory berlińskie były natychmiast kopiowane w manufakturach śląskich i próżno szukać nazwisk twórców wzornictwa przemysłowego. W tamtych czasach liczył się kunszt i artystyczne wykonanie, przetrwały zatem tylko nazwiska wielkich artystów. Dziś (jest to ciekawa uwaga zaczerpnięta z polecanej przez nas książki „Zacznij kochać dizajn”) na rynku kolekcjonerskim bardziej doceniamy dobry, wyróżniający się projekt, wykonany w tysiącach egzemplarzy niż artystyczny szlif czy mistrzowskie wykonanie wyrobów, które swoją formą nie wnoszą nic nowego. Dlatego szklany wazon odciśnięty w formie, ale o świetnej nowatorskiej linii ceni się bardziej niż godzinami ręcznie szlifowany produkt bazujący na starej formie. Choć nie znamy i pewnie nigdy nie poznamy nazwisk doskonałych projektów dziewiętnasto i wczesno dwudziestowiecznych, warto zwrócić uwagę, że niektóre z nich zrobiły wielką karierę, były przez wszystkich kopiowane, a ich autorzy byliby dziś docenieni jako dobrzy „dizajnerzy”. Spójrzmy np. na ten zestaw telewizyjny lub z angielska toast&tea z wytwórni w Tułowiach. Dotychczas klasyczny zestaw śniadaniowy składał się z filiżanki ze spodkiem (do kawy lub herbaty) i talerzyka na kanapkę. Dopóki jakiś nieznany z nazwiska wizjoner nie wpadł na pomysł przełamania tej konwencji i nie połączył spodeczka z talerzykiem w jedną formę, którą wygodnie można trzymać w jednej ręce! Doskonały patent powstał na początku XX w., a karierę zrobił właśnie w dobie telewizji, kiedy śniadanie, zamiast spożywać przy stole, zaczęliśmy jeść na kolanach przed telewizorem. Albo nieśmiertelny „patyczak” produkowany przez wszystkie śląskie manufaktury, bezbłędnie rozpoznawalny sztandarowy projekt przedostatniej dekady XIX w. Autor tego doskonałego pomysłu na wygodne do trzymania „patyczakowate” uchwyty również przepadł w pomroce dziejów. „Charlotta” to sztandarowy projekt z Jaworzyny Śląskiej – bogaty barok w epoce Art deco, bezbłędnie rozpoznawalny i kopiowany chociażby w Ćmielowie. Czy ktoś zna jego autora? Dobry projekt to również graniasta biedermeierowska filiżanka ze spiczastym uszkiem – powstał w Berlinie, ale kopiował go cały Śląsk. Przykładów takich doskonały projektów, które stały się rozpoznawalne i wykonywane masowo można przytaczać więcej i więcej… A więc Kochani – design to nie tylko New look i lata 60! Przykładów dobrego designu możemy szukać także wcześniej, do czego Was zachęcamy i życzymy udanej zabawy.
***
Drodzy Kolekcjonerzy,
dziś temat, od którego właściwie powinienem zacząć, a więc wiedza. To jest prawdziwa siła nabywcza na rynku antyków i dzieł sztuki, to ona kształtuje wartość naszej kolekcji. Na polskim rynku wydawniczym pozycji dotyczących porcelany czy szkła jest stosunkowo niewiele. Chcąc nie chcąc, prędzej czy później będziemy musieli zagłębić się w literaturę niemiecką czy anglosaską, zwłaszcza jeśli zamierzamy kolekcjonować np. porcelanę śląską. Na polskim rynku ukazało się jak dotąd tylko kilka pozycji na ten temat. Absolutnym niezbędnikiem jest "Encyklopedia porcelany śląskiej" (do nabycia w Antyczku). Bardzo dobrą pozycją (również autorstwa Państwa Gatysów) jest "Wzornictwo przemysłowe fabryki porcelany Krister - Wawel - Kristoff w Wałbrzychu". Szczególnie w tej drugiej coś dla siebie znajdą zarówno pasjonaci porcelany dziewiętnastowiecznej, jak i tej z połowy XX w., w stylu New look. I uwaga! Książki specjalistyczne mają to do siebie, że są zazwyczaj wydawane w niewielkich nakładach, dlatego trzeba się spieszyć. Zgaduję, że przy tak rosnącej popularności porcelany śląskiej, nakład "Encyklopedii" niedługo się wyczerpie, a wtedy jej ceny na rynku wtórnym pójdą bardzo w górę! Tak się stało chociażby z podstawową pozycją "Leksykon porcelany europejskiej". Początkowo kosztowała ok. 100 zł, a teraz, właśnie w obiegu wtórnym, jej ceny osiągają pułap 350 zł. Dlatego trzeba się spieszyć z kupnem nowych pozycji na rynku. Kolekcjoner chcący nieco bardziej zgłębić temat wytwórczości porcelany na śląsku będzie musiał sięgnąć po wydawnictwa niemieckie i amerykańskie. W Niemczech szukamy książek ogólnych oraz o manufakturze Carla Tielschla (autorstwa T. Eitel). O dziwo, w tym momencie można ją zamówić za pośrednictwem polskiego Empiku: http://www.empik.com/porzellanmanufaktur-carl-tielsch-altwasser-tette-eitel,470428,ksiazka-p
Z kolei chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o wytwórniach tułowickiej oraz H. Ohmego w wałbrzyskim Szczawienku będziemy musieli sprowadzić literaturę zza Oceanu. W tym przypadku polecamy stronę Amazon, gdzie bez problemu nabędziemy wszystkie katalogi RS Prussi czy Old ivory (Ohme). Ponieważ są to pozycje dość drogie, zwłaszcza jeśli uwzględnimy koszty przesyłki, warto rozważyć zakup proponowanych przez Amazon książek używanych. Zazwyczaj sprzedają je profesjonalne antykwariaty, które dokładnie opisują stan, a są to przeważnie książki bardzo zadbane. Oczywiście ceny niektórych pozycji mogą przyprawić o zawrót głowy. Może zrodzić się pokusa zakupu w tej cenie jakieś pięknej porcelanki... ale wiedza zawsze procentuje! Osobiście mogę powiedzieć, że ogromnie skorzystałem na zakupie każdej specjalistycznej pozycji i jeśli traktować zakup książki jako inwestycję, to zawsze zwraca się ona z nawiązką. Nie warto zatem żałować żadnej złotówki wydanej na wiedzę! To dzięki niej możemy przecież upolować później "za grosze" coś ogromnie rzadkiego w stercie rupieci na targowisku od nieświadomego sprzedawcy, który nie zainwestował w literaturę.
***
<<PIERWSZY W KOLEKCJI>>
Drodzy Kolekcjonerzy, powoli zbliżamy się do końca naszego cyklu. Dziś chciałbym powiedzieć parę słów o tym co nas tak nieustannie fascynuje i sprawia, że nie możemy oderwać oczu od porcelany. Dziś o bieli, która niejedno ma imię i tak wiele odcieni. Na kolor porcelany można wpływać na kilku etapach jej wytwarzania. Na najbardziej pierwotnym etapie produkcji o kolorze przyszłego wyrobu decyduje barwa zastosowanej masy. To odcień, który pochodzi od samej glinki, a więc jest ściśle związany z ziemią, z której jest ona wydobywana. Masa porcelanowa, w przypadku powtórnie wynalezionej w Europie w XVIII w. porcelany, składa się w ok. 50% ze składnika plastycznego - glinki kaolinowej, a w pozostałej części ze składników nieplastycznych, takich jak kwarc, krzemień czy skaleń. Biel kaolinu ma różne odcienie - "od szarych i brudnych, poprzez zielonkawe, do śmietanowo białych, takich prawie jak powleczonych białą farbą" (za Marią i Jerzym Łosiami). Specyficznymi odmianami porcelany jest np. porcelana kostna. Do tej pory wytwarza się ją w warsztatach w Stoke-on-Trent. Wyróżnia się ona maksymalną białością i dużą przeświecalności. Zawiera ona popiół kostny tylko ze spalających się na biało kości, jej składniki są bardziej topliwe, przez co wszystkie ulegają idealnemu zespoleniu i stopieniu w niższej temperaturze niż porcelana właściwa. O kolorze przyszłego wyrobu już na poziomie przygotowania masy decyduje się także w przypadku specyficznej, wynalezionej przez Wedgwooda, ceramiki jaspisowej. Ten twardy fajans występują co prawda w barwie białej, ale najczęściej spotykamy się z wyrobami, których masa barwiona jest tlenkami metali na kolor bladoniebieski, jasnoróżowy, zielonkawy, żółty oraz czarny. Specyficzny szlachetny odcień uzyskuje także porcelana, której masa barwiona jest na kolor kości słoniowej. Czasami na wyrobach bawarskich spotykamy się z sygnaturą "Elfenbeim". Nie jest to właściwa sygnatura, ale właśnie dopisek, świadczący o tym, że mamy do czynienia z porcelaną w odcieniu ecru. O kolorze przyszłego wyrobu ceramicy mogą decydować także na kolejnym etapie produkcji, to jest już po pierwszym wypale na biskwit. Część wyrobów jest potem szkliwiona i następnie wypalana na ostro. Szkliwo składa się z tych samych składników co masa, ale posiada większy udział składników topliwych. Oprócz podstawowego szkliwa przezroczystego stosuje się także szkliwa barwione tlenkami metali, np. szkliwo lustrowe, które daje efekt powierzchni mieniącej się różnymi barwami w zależności od oświetlenia i kąta patrzenia. Niesamowity efekt barwny osiąga się również przy zastosowaniu barwionych szkliw o zmniejszonej temperaturze topnienia. Tzw. szkliwa zaciekowe, laufglasur wypala się celowo w wyższej nie potrzebna temperaturze. Rozlewając się na powierzchni naczynia tworzą ciekawe i niepowtarzalne wzór. Szczególnie chętnie stosowano je w okresie secesji, a także w ceramice lat 60. Celowo pomijając w tym miejscu wszystkie aspekty podszkliwnego i naszkliwnego malowania porcelany farbami (o technikach zdobienia porcelany) chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na ciekawy aspekt wpływania na jej barwę już po szkliwieniu. Niektóre wyroby malowane są w technice natryskowej, co pozwala pokryć całą powierzchnię naczynia równomiernym kolorem. "Sztuczkę" tę stosowano m.in. w manufakturze H. Ohmego na wałbrzyskim Szczawienku oraz na wyrobach eksportowych wytwarzanych w Stanowicach. Porcelanę taką nazywano "old ivory", choć szlachetnej barwy kości słoniowej nie uzyskiwano tu poprzez barwienie masy, a jedynie malowanie na taki kolor gotowych produktów.
Na zdjęciu poniżej (niestety aparat nie oddaje tak doskonale niuansów bieli):
1. ciemniejszy odcień ecru na porcelanie Sorau,
2. śnieżna biel na porcelanie Ohme (czy komuś jeszcze te filiżanki kojarzą się ze śmietankowymi lodami z automatu?),
3. jasna kości słoniowa na porcelanie Tuppacka z Parowej,
4. mleczna biel na porcelanie Rosenthal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz