chciałbym Wam dziś polecić lekturę dotyczącą mojego ostatniego "objawienia", a mianowicie ceramiki bolesławieckiej:
Bober-Tubaj A., Bojanowska A., Glinkowska B. 2013, Bolesławiecka ceramika na drodze do nowoczesności. Wybrane aspekty działania Zawodowej Szkoły Ceramiczne w latach 1897-1945, Bolesławiec-Jelenia Góra.
Jest to ostatni tom najnowszego i najpełniejszego z opublikowanych w języku polskim wydawnictw dotyczących dziejów wytwórczości ceramicznej w kręgu bolesławieckim.
Dwa pierwsze tomy traktują o genezie tego rzemiosła oraz o rozwoju w XVIII i XIX w. specyficznego stylu, który pozwala odróżnić naczynia bolesławieckie od tych pochodzących z innych ośrodków. Trzeci tom trylogii, który najbardziej mnie zainteresował traktuje o fenomenalnym, a niestety (do czasu pojawienia się publikacji) zapomnianym aspekcie śląkiego garncarstwa. Niedługo minie 120 lat od otwarcia 1 XI 1897 r. Zawodowej Szkoły Ceramicznej. Pierwszym dyrektorem szkoły został, znany z działalności w Królewskiej Manufakturze Porcelany w Berlinie, dr Wilhelm Pukall. Sam jugendstilowo-modernistyczny budynek uczelni możemy do dziś podziwiać w Bolesławcu. W książce znajdziemy masę szczegółowych informacji na temat systemu i warunków nauczania w szkole. Wykształceni w niej artyści mieli duży wpływ na przemysł ceramiczny (w tym również porcelanowy) całej Rzeszy, nie tylko okręgu bolesławieckiego. Czy wiedzieliście np., że to specjaliści z Bolesławca stoją za założeniem Królewskiej Wytwórni Majoliki w Kadynach? Inspiracje kadyńskich mistrzów ceramiką bolesławiecką są bardzo wyraźne - proste, szlachetne formy, charakterystyczne brązowe szkliwo i złocenia spotykamy pierwotnie w Bolesławcu. Artyści ze Szkoły Ceramicznej odcisnęli ogromne piętno przede wszystkim na czterech wytwórniach bolesławieckich: H. Reinholda, J. Paula, R. Buracka i K. Wernera. Fantastyczne, mieniące się paletą barw szkliwa zaciekowe, organiczne secesyjne formy, precyzyjne malatury, inkrustacja, a po I wojnie rewolucja art deco ze śmiałym natryskiem nazywanym spritzdekor i nowatorskie, proste, geometryczne formy prof. Henniga, będące inspiracją dla powojennej twórczości Bronisława Wolanina. Tak, tak, tego samego Artura Henniga, który pracował dla wytwórni w Sorau.
Dzięki książce poznacie jeszcze wiele innych zaskakujących faktów z dziejów Szkoły Ceramicznej w Bolesławcu. Choć działała tak krótko, to odcisnęła ogromne piętno artystyczne na powstających w tym czasie wyrobach. Publikacja zawiera pokaźny katalog zbiorów prywatnych oraz tych zgromadzonych w bolesławieckim Muzeum. Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem tej twórczości i gdybym teraz rozpoczynał budowanie poważanej kolekcji to byłaby to właśnie ceramika powstała w kręgu Szkoły Ceramicznej w Bolesławcu.
***
Dziś książka, która obowiązkowo powinna znaleźć się na półce każdego, kto zbiera lub tylko interesuje się szkłem śląskim:
Żelasko S. 2009, Huta Josephine. Secesja, Art deco, Modernizm 1900-1950, Glasmuseum Passau.
Na terenie dzisiejszego południa Polski od czasów nowożytnych rozwijał się przemysł szklarski, co zawdzięczano w dużej mierze dostępności surowców. Możemy mówić o dwóch dużych ośrodkach: karkonoskim i kłodzkim. Informacji i publikacji na temat tego ostatniego należy szukać w Muzeum Ziemi Kłodzkiej. To w tym ośrodku już w XX w. tworzyli m.in. tacy artyści jak Horbowy czy Sadowski. Szkło karkonoskie to z kolei dzieje Józefiny i huty Fritza Heckerta. W Piechowicach, w budynkach dawnej huty Heckerta funkcjonuje zresztą do dziś Huta Julia.
Nie ma właściwie lepszego kompendium wydanego w języku polskim (co ważne) na temat szklarstw śląskiego.
Pani dr Stefania Żelasko to uznana badaczka dziejów Huty Józefina. Podjęła się żmudnej pracy dotarcia do źródeł archiwalnych, a także wykonała kwerendę w muzeach (głównie niemieckich) posiadających zbiory szkła karkonoskiego. W książce wykorzystała m.in. oryginalne dokumenty, wzorniki, projekty, rysunki oraz wykroje form. Kilka lat wcześniej ukazał się (niestety tylko w języku niemieckim) tom dotyczący dziejów Huty od założenia w 1842 r. do roku 1900. Na szczęście dla polskich czytelników, autorka dokonuje w omawianym tomie obszernego streszczenia dziewiętnastowiecznej historii Józefiny. Nie da się ukryć, że jest to także dobra wiadomość dla portfeli kolekcjonerów. Oba wydawnictwa dotyczące Huty Józefiny to publikacje dość drogie (ceny powyżej 300 zł), ale nie sposób nie docenić tytanicznej pracy autorki, świetnego opracowania i wreszcie setek, jeśli nie więcej, znakomitej jakości fotografii. Stanowią one, obok tekstu, niezwykle ważną część publikacji. Doskonale uzupełniając dostępne online katalogi, w których widzimy jedynie czarno-biały szkic. Dodatkiem do tych treści są przepisane i zamieszczone w tomie oryginalne dokumenty źródłowe, m.in. wykazy klientów huty czy płac pracowników.
Jeśli chodzi o samą treść to zaskoczy ona każdego, kto wcześniej miał ogólną orientację w szkle niemieckim i czeskim. Autorka doszła bowiem do zaskakujących wniosków... Ale o tym przeczytacie już w samej książce:-)
***
Drodzy Kolekcjonerzy,
dziś książka, która jest marzeniem wielu z Was w takim samym stopniu jak kolejne elementy Waszej porcelanowej kolekcji. Choć ukazała się tak niedawno to już można określić ją mianem białego kruka na rynku wydawniczym, gdyż wydrukowano tylko 700 egzemplarzy:
Gatys I. i R. 2012, Żarska porcelana 1888-1945. Sorauer Porzellan, Chroma, Żary.
Pozycja jest już dostępna jedynie na rynku wtórnym, na którym wypływa co jakiś czas, ale wydać na nią musimy minimum 200-250 zł. Można jej również poszukiwać w bibliotekach, np. w Gorzowie Wielkopolskim, jeśli ktoś mieszka niedaleko lub po prostu czule uśmiechnąć się do kogoś, kto jest jej szczęśliwym posiadaczem, żeby Wam udostępnił:-)
To jedyne jak do tej pory kompendium wiedzy o żarskiej porcelanie i pewnie nieprędko doczekamy się kolejnego. Atutem książki jest przede wszystkim bardzo bogaty materiał ilustracyjny, dzięki któremu możemy uzmysłowić sobie nie tylko bogactwo form żarskiej porcelany, ale przede wszystkim ogromną liczbę dekoracji. Lektura książki pomoże również rozwiać niektóre mity czy też nieporozumienia, które krążą wokół porcelany spod znaku Sorau, takie jak np.
- kolorowa sygnatura oznacza pierwszy gatunek porcelany (wokół tego tematu narosło kilka niesprawdzonych koncepcji),
- żarska porcelana zdobiona jest kalką, ręczne jest tylko złocenie lub czasami podmalowanie itd.
Duża część zaprezentowanej przez Państwa Gatysów kolekcji możemy obejrzeć w Muzeum Pogranicza Śląsko-Łużyckiego w Żarach, do czego bardzo Państwa zachęcamy. Jest to muzeum funkcjonujące przede wszystkim dzięki pasjonatom żarskiego dziedzictwa, nie pobiera się tam opłaty za wstęp, dlatego wszelkie dobrowolne datki są mile widziane i z pewnością pomogą powiększyć kolekcję. Poniżej zamieszczam kilka zdjęć z Żar na zachętę, w Muzeum można bowiem zobaczyć takie rarytasy jak zegar z żarskiej porcelany. Oprócz fotografii porcelany w książce znajdziemy również bogaty materiał ilustracyjny w formie skanów dokumentów fabrycznych oraz rysunków budynków. Trzon treści publikacji stanowi historia wytwórczości porcelany w Żarach i okolicach. Szczególnie ciekawy jest wątek produkcji najstarszej, datowanej na koniec XIX i początek XX w., zanim fabryka trafiła w ręce rodziny Carstens. Wyroby z tego okresu bardzo rzadko pojawiają się dziś na rynku antykwaryczny. Wiem, że niektórzy z Was są szczęśliwymi posiadaczami przedmiotów sygnowanych kotwicą. W naszej kolekcji znajduje się jeden taki secesyjny dzbanek. Również starsza wytwórnia w pobliskiej Gozdnicy związana jest z późniejszą historią żarskiej porcelany. Warto więc na antykwarycznych łowach zwrócić uwagę na wyroby z sygnaturą FPM. Mieliśmy jeden taki dzbanek, który trafił już do Muzeum w Żarach oraz kabaret, obecnie w posiadaniu prywatnego kolekcjonera. Zachęcam zatem do podwójnych łowów - na książkę Państwa Gatysów oraz na rzadkie i wyjątkowe okazy spod znaku Sorau.
***
Dziś chciałbym polecić wszystkim Kolekcjonerom książkę dość nową na polskim rynku:Gatys Irena i Roman, 2015, Wzornictwo przemysłowe fabryki porcelany Krister - Wawel - Kristoff w Wałbrzychu", Stowarzyszenie Miłośników Śląskiej Porcelany i Widokówki, Nakło Śląskie.
Jest to kompletna monografia działającej od 1831 r. do dziś w Wałbrzychu wytwórni porcelany założonej przez Karla Kristera. Z zakupem książki dobrze jest się pospieszyć. Przypominam tylko, że poprzednia monografia Gatysów innej śląskiej wytwórni ("Żarska porcelana") jest już białym krukiem na rynku antykwarycznym. Dostępna w Antyczek oraz stacjonarnie w Muzeum Porcelany w Wałbrzychu. Książka została wydana w formacie A4, na grubym, błyszczącym papierze i zawiera dużą kolekcję zdjęć wyrobów, przedruków projektów i reklam z epoki. Znajdziemy w niej najbardziej wyczerpujące (dostępne w j. polskim) informacje na temat początków manufaktury Kristera i produkcji porcelany w Wałbrzychu, opatrzone grafikami z epoki przedstawiającymi pracę w fabryce. Do tego mnóstwo zdjęć najstarszych wyrobów. Dowiemy się także co działo się z fabryką po śmierci założyciela i jakie były losy manufaktury w koncernie Rosenthala. Druga część książki poświęcona jest losom wytwórni pod zarządem polskim, a warto pamiętać, że lata 50. XX w. to dla niej czas wielkiego rozkwitu. Znajdziemy tu świetnie opisane serwisy, patery i wazony autorstwa prekursorów polskiego designu powojennego. Dla miłośników New looku jest to zatem pozycja obowiązkowa! Warto wspomnieć, że wiele ze znanych i produkowanych do dziś ćmielowskich figurek została zaprojektowana dla fabryki w Wałbrzychu, m.in. figurki Lubomira Tomaszewskiego. Dopiero później projekty te trafiły do Instytutu Wzornictwa Przemysłowego i do Ćmielowa. W książce znajdziemy dużo informacji na ten temat i zdjęć samych wyrobów. Bardzo ciekawą częścią są przedruki wzorników dekoracji z początku XX w. Trzeba pamiętać, że tego typu dokumentacja dla innych manufaktur porcelany po prostu nie istnieje. W Wałbrzychu zachowały się nie tylko dokumenty, ale także porcelanowe płytki z próbkami dekoracji. Na koniec kilka słów o współczesnych losach fabryki i oczywiści pełen zestaw sygnatur. Pozycja obowiązkowa!
***
Dziś pozostajemy w przywołanym w ubiegłym tygodniu, jakże ostatnio modnym, klimacie wzornictwa użytkowego lat 60. XX w. Tym razem polecam książkę, która jest podstawowym kompendium wiedzy, pomagającym usystematyzować wiedzę w tym zakresie.
Hubner-Wojciechowska J. 2014, Przewodnik dla kolekcjonerów. Lata 60. XX wieku . Sztuka użytkowa, Wydawnictwo Arkady. Do kupienia w cenie od 55 zł do 90 zł.
To fachowy poradnik napisany przestępnym językiem przez historyka sztuki i jednocześnie znawcę rynku dzieł sztuki i antyków. Ważną zaletą książki jest to, że przedstawia sztukę użytkową lat 60. w szerokim światowym kontekście. Mamy w tej chwili dostęp do pewnych pozycji traktujących o sztuce polskiej (choćby udostępnioną ostatnio w formie pdf publikację Polski New look). Dzięki różnym grupom na Facebooku wiemy też już co nieco na temat polskich mebli, ceramiki i szkła tamtego okresu. Z książki pani Wojciechowskiej dowiemy się natomiast dużo o sztuce i wzornictwie amerykańskim, włoskim, japońskim czy skandynawskim. Pada tam mnóstwo nazwisk artystów oraz fotografii ich projektów, a co być może ważniejsze dla początkującego kolekcjonera, autorka podaje ceny, jakie ich projekty osiągnęły w ostatnich latach na rynku antykwarycznym. Są to ceny nieraz przyprawiające o zawrót głowy. Na ich tle widać, że nasz rynek dla tego typu obiektów dopiero raczkuje. Podczas gdy szkła Murano sprzedawane są za tysiące euro, rodzime realizacje profesora Horbowego można jeszcze kupić za kilkaset złotych. Ale uwaga! Rynek na tego typu przedmioty rozkręca się w bardzo szybkim tempie - to ostatni dzwonek, żeby na lokalnym bazarku czy na portalu OLX kupić szkło, ceramikę i meble z tego okresu za przysłowiowe grosze. Już ostatnie kilka lat pokazało, że coraz więcej osób poznało się na tym wzornictwie i ten, kto dwa lata temu zainwestował w sztukę lat 50-70. XX w. dziś może dużo zyskać! A w przyszłości pewnie jeszcze więcej! Według prestiżowych amerykańskich czasopism przedmioty z tzw. mid century (czyli połowy XX w.) to obecnie najlepsza inwestycja na rynku antykwarycznym - gwarancja, że nie stracimy pieniędzy!
Książka ma układ tematyczny: najpierw omówiona jest sztuka światowa, potem polska. Autorka omawia wszystkie kategorie obiektów - od mebli (bardzo obszerne rozdziały) przez ceramikę, szkło, tkaniny do sztuki plakatu czy ilustracji książkowej. Na końcu znajduje się też wykaz specjalistycznych muzeów i dostępnej literatury. Absolutny niezbędnik!
Hubner-Wojciechowska J. 2014, Przewodnik dla kolekcjonerów. Lata 60. XX wieku . Sztuka użytkowa, Wydawnictwo Arkady. Do kupienia w cenie od 55 zł do 90 zł.
To fachowy poradnik napisany przestępnym językiem przez historyka sztuki i jednocześnie znawcę rynku dzieł sztuki i antyków. Ważną zaletą książki jest to, że przedstawia sztukę użytkową lat 60. w szerokim światowym kontekście. Mamy w tej chwili dostęp do pewnych pozycji traktujących o sztuce polskiej (choćby udostępnioną ostatnio w formie pdf publikację Polski New look). Dzięki różnym grupom na Facebooku wiemy też już co nieco na temat polskich mebli, ceramiki i szkła tamtego okresu. Z książki pani Wojciechowskiej dowiemy się natomiast dużo o sztuce i wzornictwie amerykańskim, włoskim, japońskim czy skandynawskim. Pada tam mnóstwo nazwisk artystów oraz fotografii ich projektów, a co być może ważniejsze dla początkującego kolekcjonera, autorka podaje ceny, jakie ich projekty osiągnęły w ostatnich latach na rynku antykwarycznym. Są to ceny nieraz przyprawiające o zawrót głowy. Na ich tle widać, że nasz rynek dla tego typu obiektów dopiero raczkuje. Podczas gdy szkła Murano sprzedawane są za tysiące euro, rodzime realizacje profesora Horbowego można jeszcze kupić za kilkaset złotych. Ale uwaga! Rynek na tego typu przedmioty rozkręca się w bardzo szybkim tempie - to ostatni dzwonek, żeby na lokalnym bazarku czy na portalu OLX kupić szkło, ceramikę i meble z tego okresu za przysłowiowe grosze. Już ostatnie kilka lat pokazało, że coraz więcej osób poznało się na tym wzornictwie i ten, kto dwa lata temu zainwestował w sztukę lat 50-70. XX w. dziś może dużo zyskać! A w przyszłości pewnie jeszcze więcej! Według prestiżowych amerykańskich czasopism przedmioty z tzw. mid century (czyli połowy XX w.) to obecnie najlepsza inwestycja na rynku antykwarycznym - gwarancja, że nie stracimy pieniędzy!
Książka ma układ tematyczny: najpierw omówiona jest sztuka światowa, potem polska. Autorka omawia wszystkie kategorie obiektów - od mebli (bardzo obszerne rozdziały) przez ceramikę, szkło, tkaniny do sztuki plakatu czy ilustracji książkowej. Na końcu znajduje się też wykaz specjalistycznych muzeów i dostępnej literatury. Absolutny niezbędnik!
***
Muzeum Mazowieckie w Płocku jest (a jeśli jeszcze nie jest to powinno być) mekką polskich kolekcjonerów. Placówka postawiła sobie bowiem za cel (który realizuje z powodzeniem) zbudowanie reprezentatywnych kolekcji polskiej (choć oczywiście nie tylko) sztuki i rzemiosła okresu secesji i art deco. Oprócz opieki nad zabytki doskonale spełnia również inne swoje statutowe zadanie, to jest naukowe opracowywanie zbiorów. Od 2005 r. w Płocku organizowana jest sesja naukowa "Polskie art deco". Nota bene, zbliża się kolejna. Od pewnego czasu są to sesje tematyczne. W tym roku, w październiku w płockim Muzeum będziemy mogli posłuchać ciekawych wykładów na temat polskiego malarstwa dwudziestolecia międzywojennego. Zachęcam do odwiedzenia strony internetowej Muzeum, dzięki której możliwy jest zakup publikacji tej placówki drogą wysyłkową. Niewątpliwą gratką dla kolekcjonerów rzemiosła szalonych lat 20. i nieco smutniejszych lat 30. XX w. publikacja pokonferencyjna z 2009 r. pt. Polskie art deco". Jest to zapis referatów wygłoszonych podczas drugiej sesji z tego cyklu, której przewodniczyły znakomite badaczki prof. prof. Irena Huml oraz Anna Sieradzka. Nie obowiązywał jeszcze wtedy obecny podział tematyczny, a więc w książce jest po trochę wszystkiego, głównie jednak coś dla siebie znajdą tam pasjonaci mebli, ceramiki i tkanin. Szczególnie polecam świetny artykuł Anny-Kostrzyńskiej Miłosz pt. Meble z żurnala. Nieznane meblarskie projekty lat trzydziestych. Zaprezentowano w nim karty z żurnali meblarskich w zestawieniu z faktycznymi realizacjami znajdującymi się w kolekcji Muzeum. Maria Dłutek z kolei, pozostając w tematyce meblarskiej, prześledziła ścieżkę zawodową Mariana Sigmunda - twórcy sztandarowego dla epoki art deco oraz lat 50. i 60. XX w. Artykuł "Tkaniny polskiego art deco" autorstwa wspomnianej prof. I. Huml z pewnością pomoże kolekcjonerom poszukującym polskich kilimów. To chyba jedyny na rynku wydawniczym tak fachowy tekst na ten temat. Z zakresu ceramiki poszerzymy swoją wiedzę na temat warszawskiej majoliki z warsztatu Czechowskiego-Wojnackiego oraz rzeźby Rudolfa Krzywca (na rynku antykwarycznym raczej niespotykane). I na końcu mój faworyt - porządne opracowanie prac kobiet zrzeszonych w Warsztatach Wiedeńskich, autorstwa Lidii Głuchowskiej. Zadziwia w szczególności powstała na początku XX w. ceramika i szkło, utrzymane już w prostej geometrycznej formie art deco. Uwaga! Publikacja o nakładzie 1000 egzemplarzy - a więc do kupienia natychmiast!
***
Dziś chciałbym polecić wydawnictwo nieco starsze, ale za to niezbędne w bibliotece każdego kolekcjonera:
Kowecka E., Łosiowie J. i M., Winogradow L., 1975, Polska porcelana, Ossolineum.
Do kupienia tylko w obiegu wtórnym, polecam poszperać na Allegro, OLX czy lokalnych kiermaszach.
Książka niezbędna nie tylko dla miłośników porcelany polskiej, ale dla wszystkich, szczególnie początkujących kolekcjonerów i zbieraczy. Zawiera bowiem nie tylko rozdziały na temat historii manufaktur polskich, ale także bardzo ciekawy rozdział o technologii wytwarzania porcelany. Napisany jest językiem przystępnym i wręcz beletrystycznym, czyta się więc znakomicie. Zawiera wszystkie szczegóły - od momentu przygotowania poszczególnych surowców, budowy pieca, przez formowanie wyrobów, wypał i zdobienie. Każdy, kto czuje, że nie rozumie jakiegoś etapu powstania porcelany, musi go przeczytać! A jeśli do kogoś nie przemawiałby plastyczny język Winogradowa, to są też ilustracje.
W książce znajdziemy wyczerpujące historie (oraz zestawienie sygnatur wraz z objaśnieniami i przykładami fałszerstw) manufaktur w: Korcu, Tomaszowie, Baranówce, Horodnicy, Emilczynie, Baraszu, Dowbyszynie, Biełotynie, Kamiennym Brodzie, Chorowicach, Goroszkach, Tokarówce, Romanowie i Pakaniewie... uff! Jeżeli Korzec jest białym krukiem, to czy ktoś w ogóle widział porcelanę z Barasza?
Jest też świetny rozdział o tym jak patrzeć na porcelanę, na co zwracać uwagę - barwa masy, przeświecalność, wypał, itd. Poza tym, uwagi o polskim rynku kolekcjonerskim - już nieaktualne, ale nadal ciekawe, pokaźny wykaz literatury i fotografie... No cóż, w większości czarno-białe, może też razić technika wycinania i wklejania na jaskrawe tło, ale mimo wszystko bardzo dobrej jakości. Szukajcie, bo warto!
Kowecka E., Łosiowie J. i M., Winogradow L., 1975, Polska porcelana, Ossolineum.
Do kupienia tylko w obiegu wtórnym, polecam poszperać na Allegro, OLX czy lokalnych kiermaszach.
Książka niezbędna nie tylko dla miłośników porcelany polskiej, ale dla wszystkich, szczególnie początkujących kolekcjonerów i zbieraczy. Zawiera bowiem nie tylko rozdziały na temat historii manufaktur polskich, ale także bardzo ciekawy rozdział o technologii wytwarzania porcelany. Napisany jest językiem przystępnym i wręcz beletrystycznym, czyta się więc znakomicie. Zawiera wszystkie szczegóły - od momentu przygotowania poszczególnych surowców, budowy pieca, przez formowanie wyrobów, wypał i zdobienie. Każdy, kto czuje, że nie rozumie jakiegoś etapu powstania porcelany, musi go przeczytać! A jeśli do kogoś nie przemawiałby plastyczny język Winogradowa, to są też ilustracje.
W książce znajdziemy wyczerpujące historie (oraz zestawienie sygnatur wraz z objaśnieniami i przykładami fałszerstw) manufaktur w: Korcu, Tomaszowie, Baranówce, Horodnicy, Emilczynie, Baraszu, Dowbyszynie, Biełotynie, Kamiennym Brodzie, Chorowicach, Goroszkach, Tokarówce, Romanowie i Pakaniewie... uff! Jeżeli Korzec jest białym krukiem, to czy ktoś w ogóle widział porcelanę z Barasza?
Jest też świetny rozdział o tym jak patrzeć na porcelanę, na co zwracać uwagę - barwa masy, przeświecalność, wypał, itd. Poza tym, uwagi o polskim rynku kolekcjonerskim - już nieaktualne, ale nadal ciekawe, pokaźny wykaz literatury i fotografie... No cóż, w większości czarno-białe, może też razić technika wycinania i wklejania na jaskrawe tło, ale mimo wszystko bardzo dobrej jakości. Szukajcie, bo warto!
***
Dziś książka-niezbędnik w bibliotece każdego szanującego się miłośnika polskiego New look:
Banaś B. 2015, Wytwórnia Wyrobów Ceramicznych Steatyt w Katowicach, Muzeum Narodowe we Wrocławiu.
Od razu muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem tej publikacji. To prawdziwa uczta, nie tylko intelektualna, ale i wizualna. Zanim przejdę do meritum, to jest do treści, chciałbym chwilę uwagi poświęcić opracowaniu graficznemu i wydawniczemu książki. Skład tekstu i grafik świetnie odpowiada naukowemu charakterowi treści, a jednocześnie przywodzi na myśl iście PRLowskie maszynopisy. Wszystkie ilustracje utrzymane są w pikasowskim stylu katowickiej wytwórni. Poza wkładką z fotografiami wyrobów wydrukowaną na grubym, błyszczącym papierze, reszta książki wydana została na papierze imitującym makulaturę... Podsumowując, widać wysiłek edytorski aby nadać tej publikacji wygląd spójny z treścią. Wysiłek ten bardzo doceniam, ponieważ uwielbiam książki, które poza treścią niosą za sobą doznania estetyczne. Wybaczcie tę dygresję nie dotyczącą treści, ale zwracam uwagę nawet na takie detale jak wszyta tasiemka w charakterze zakładki:) A teraz to, co naprawdę się liczy. Autorka (kustosz Muzeum Narodowego we Wrocławiu), niewątpliwie znana w kręgu miłośników polskiej ceramiki (choćby dzięki bezpłatnie udostępnionej w internecie publikacji Polski New Look), podjęła się kompleksowego opracowania dziejów i wyrobów katowickiej wytwórni w ramach grantu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. A to już zobowiązuje do zachowania pewnych standardów. Mamy więc do czynienia z pracą w pełni naukową, opartą o kompleksowe kwerendy muzealne i archiwalne. Naukową w tym przypadku nie znaczy nudną, ponieważ czyta się ją jednym tchem (dosłownie, na lekturę starczy nam jeden wieczór, bo nie sposób się od niej oderwać). Autorka omawia wytwórczość Zbigniewa Buksowicza i skupionych wokół niego pracowników w dwóch etapach. Jako właściciel jedynej prywatnej manufaktury porcelany w czasach prl-u Buksowicz kierował się w swoich wyborach przede wszystkim zapotrzebowaniem rynkowym. Na początku zatem poświęcił się przede wszystkim produkcji kopii przedwojennych figurek tancerek z uznanych niemieckich i austriackich wytwórni, takich jak Goldscheider, Schaubach Kunst, Hutschenreuther, a nawet z węgierskiego Herend. Drugi etap w działalności Buksowicza to coś całkiem nowego! To właśnie kosmiczne wazony i serwisy o kształtach niepodobnych do niczego, co już było! To te wyroby są teraz tak poszukiwane i cenione na rynku antykwarycznym. Dla niektórych to wcielenie kiczu, dla innych symbol niebywałej kreatywności i powiewu szalonego nowoczesnego świata w szarej rzeczywistości gospodarki centralnie planowanej. W dalszej części książki autorka zamieściła bardzo cenne dokumenty, a mianowicie wspomnienia byłych pracownic Steatytu, dzięki którym możemy poznać ciekawostki dnia codziennego wytwórni, dowiedzieć się o stromych schodach w pracowni oraz z czego składał się koktajl, który codziennie wypijał Buksowicz:) A na końcu katalog wyrobów skompletowany na podstawie zachowanej dokumentacji i zbiorów kolekcjonerów prywatnych. Jedna z najlepszych pozycji o ceramice, jaką ostatnio miałem przyjemność przeczytać, gorąco polecam!
Banaś B. 2015, Wytwórnia Wyrobów Ceramicznych Steatyt w Katowicach, Muzeum Narodowe we Wrocławiu.
Od razu muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem tej publikacji. To prawdziwa uczta, nie tylko intelektualna, ale i wizualna. Zanim przejdę do meritum, to jest do treści, chciałbym chwilę uwagi poświęcić opracowaniu graficznemu i wydawniczemu książki. Skład tekstu i grafik świetnie odpowiada naukowemu charakterowi treści, a jednocześnie przywodzi na myśl iście PRLowskie maszynopisy. Wszystkie ilustracje utrzymane są w pikasowskim stylu katowickiej wytwórni. Poza wkładką z fotografiami wyrobów wydrukowaną na grubym, błyszczącym papierze, reszta książki wydana została na papierze imitującym makulaturę... Podsumowując, widać wysiłek edytorski aby nadać tej publikacji wygląd spójny z treścią. Wysiłek ten bardzo doceniam, ponieważ uwielbiam książki, które poza treścią niosą za sobą doznania estetyczne. Wybaczcie tę dygresję nie dotyczącą treści, ale zwracam uwagę nawet na takie detale jak wszyta tasiemka w charakterze zakładki:) A teraz to, co naprawdę się liczy. Autorka (kustosz Muzeum Narodowego we Wrocławiu), niewątpliwie znana w kręgu miłośników polskiej ceramiki (choćby dzięki bezpłatnie udostępnionej w internecie publikacji Polski New Look), podjęła się kompleksowego opracowania dziejów i wyrobów katowickiej wytwórni w ramach grantu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. A to już zobowiązuje do zachowania pewnych standardów. Mamy więc do czynienia z pracą w pełni naukową, opartą o kompleksowe kwerendy muzealne i archiwalne. Naukową w tym przypadku nie znaczy nudną, ponieważ czyta się ją jednym tchem (dosłownie, na lekturę starczy nam jeden wieczór, bo nie sposób się od niej oderwać). Autorka omawia wytwórczość Zbigniewa Buksowicza i skupionych wokół niego pracowników w dwóch etapach. Jako właściciel jedynej prywatnej manufaktury porcelany w czasach prl-u Buksowicz kierował się w swoich wyborach przede wszystkim zapotrzebowaniem rynkowym. Na początku zatem poświęcił się przede wszystkim produkcji kopii przedwojennych figurek tancerek z uznanych niemieckich i austriackich wytwórni, takich jak Goldscheider, Schaubach Kunst, Hutschenreuther, a nawet z węgierskiego Herend. Drugi etap w działalności Buksowicza to coś całkiem nowego! To właśnie kosmiczne wazony i serwisy o kształtach niepodobnych do niczego, co już było! To te wyroby są teraz tak poszukiwane i cenione na rynku antykwarycznym. Dla niektórych to wcielenie kiczu, dla innych symbol niebywałej kreatywności i powiewu szalonego nowoczesnego świata w szarej rzeczywistości gospodarki centralnie planowanej. W dalszej części książki autorka zamieściła bardzo cenne dokumenty, a mianowicie wspomnienia byłych pracownic Steatytu, dzięki którym możemy poznać ciekawostki dnia codziennego wytwórni, dowiedzieć się o stromych schodach w pracowni oraz z czego składał się koktajl, który codziennie wypijał Buksowicz:) A na końcu katalog wyrobów skompletowany na podstawie zachowanej dokumentacji i zbiorów kolekcjonerów prywatnych. Jedna z najlepszych pozycji o ceramice, jaką ostatnio miałem przyjemność przeczytać, gorąco polecam!
***
Szanowni Kolekcjonerzy, dziś lektura lekka i przyjemna (na lato), choć wizualnie nieco ponura i gabarytowo chyba za duża na plażę:
Szkurłat A. 2012, Secesja. Przewodnik dla kolekcjonerów, Wydawnictwo Arkady.
Jest to jeden z serii arkadowskich przewodników i to chyba najbardziej udany, bo dobrze się go czyta. Zdaje się, że to najbardziej kompleksowy i jednocześnie przejrzysty poradnik dla zaczynających swoją przygodę z kolekcjonerstwem rzemiosła secesyjnego.
Secesja jest ponoć niemodna. Jest to zatem świetny czas, żeby w nią zainwestować. Zresztą właściwie modna nie była prawie nigdy. Pojawiła się jak grom z jasnego nieba w dobie fin de sièclu, a już na Wystawie Światowej w 1906 r. (!) "obserwowano znużenie tym stylem". Być może dlatego, że był on tak totalny i obejmował wszystkie dziedziny wytwórczości rzemieślniczej i przemysłowej - od meblarstwa, przez szkło, ceramikę, metale do tkanin i grafiki na papierze. Od lat 30. do 80. XX w. była konsekwentnie odrzucana jaka synonim kiczu. Na krótko, w latach 90. był na nią boom na rynku antykwarycznym, kiedy zabrakło już biedermeierów i ludwików. Teraz, kiedy modne są białe ściany, jasne parkiety i minimalizm też nie ma szans na przebicie. Choć ptaszki ćwierkają, że idzie zmiana! Nadchodzą mocne, dojrzałe barwy i ponoć białe ściany będziemy niedługo malować od sufitu po samą podłogę na zdecydowane kolory!
Niewątpliwym atutem książki jest dużo zdjęć wnętrz w całości zaaranżowanych na modłę secesyjną. Fotografie te zawdzięczamy m.in. Muzeum Mazowieckiemu w Płocku. Poza tym autorka, jak w każdej pozycji z serii przewodników dla kolekcjonerów, podaje ceny poszczególnych obiektów. Są to cenny pochodzące z rynku antykwarycznego. Na ile są aktualne? Wobec zmieniających się mód trudno powiedzieć, ale na pewno jakąś orientację dają. Na początku omówione zostały główne założenia i grupy artystyczne secesji światowej oraz polskiej. Następnie, w znanym już układzie, autorka omawia poszczególne dziedziny rzemiosła - w tym także, co ciekawe, tkaninę i papier. Na końcu dodatek - spis muzeów z dużymi kolekcjami secesji i wspaniały słowniczek, w którym znajdziemy pojęcie niezbędne dla każdego kolekcjonera sztuki i rzemiosła. Polecam!
Szkurłat A. 2012, Secesja. Przewodnik dla kolekcjonerów, Wydawnictwo Arkady.
Jest to jeden z serii arkadowskich przewodników i to chyba najbardziej udany, bo dobrze się go czyta. Zdaje się, że to najbardziej kompleksowy i jednocześnie przejrzysty poradnik dla zaczynających swoją przygodę z kolekcjonerstwem rzemiosła secesyjnego.
Secesja jest ponoć niemodna. Jest to zatem świetny czas, żeby w nią zainwestować. Zresztą właściwie modna nie była prawie nigdy. Pojawiła się jak grom z jasnego nieba w dobie fin de sièclu, a już na Wystawie Światowej w 1906 r. (!) "obserwowano znużenie tym stylem". Być może dlatego, że był on tak totalny i obejmował wszystkie dziedziny wytwórczości rzemieślniczej i przemysłowej - od meblarstwa, przez szkło, ceramikę, metale do tkanin i grafiki na papierze. Od lat 30. do 80. XX w. była konsekwentnie odrzucana jaka synonim kiczu. Na krótko, w latach 90. był na nią boom na rynku antykwarycznym, kiedy zabrakło już biedermeierów i ludwików. Teraz, kiedy modne są białe ściany, jasne parkiety i minimalizm też nie ma szans na przebicie. Choć ptaszki ćwierkają, że idzie zmiana! Nadchodzą mocne, dojrzałe barwy i ponoć białe ściany będziemy niedługo malować od sufitu po samą podłogę na zdecydowane kolory!
Niewątpliwym atutem książki jest dużo zdjęć wnętrz w całości zaaranżowanych na modłę secesyjną. Fotografie te zawdzięczamy m.in. Muzeum Mazowieckiemu w Płocku. Poza tym autorka, jak w każdej pozycji z serii przewodników dla kolekcjonerów, podaje ceny poszczególnych obiektów. Są to cenny pochodzące z rynku antykwarycznego. Na ile są aktualne? Wobec zmieniających się mód trudno powiedzieć, ale na pewno jakąś orientację dają. Na początku omówione zostały główne założenia i grupy artystyczne secesji światowej oraz polskiej. Następnie, w znanym już układzie, autorka omawia poszczególne dziedziny rzemiosła - w tym także, co ciekawe, tkaninę i papier. Na końcu dodatek - spis muzeów z dużymi kolekcjami secesji i wspaniały słowniczek, w którym znajdziemy pojęcie niezbędne dla każdego kolekcjonera sztuki i rzemiosła. Polecam!
***
Dziś chciałbym polecić Państwu jedną z nielicznych na polskim rynku pozycję traktującą o śląskiej porcelanie:
Kugler M. 2008, Najwyższa jakość po przystępnych cenach. Śląska porcelana od roku 1820, Schlesisches Museum zu Goerlitz.
Książka została wydana w trzech językach: polskim, niemieckim i czeskim. Jest pokłosiem wystawy czasowej pod tym samym tytułem, prezentowane w Muzeum Śląskim w Goerlitz na przełomie 2007 i 2008 roku. Zaprezentowano na niej przede wszystkim zbiory prywatnych kolekcjonerów z Niemiec. W książce znalazły się ponadto zdjęcia eksponatów z Muzeum Porcelany w Wałbrzychu. Można ją zakupić za pośrednictwem strony internetowej Muzeum w Goerlitz (w zakładce "wydawnictwa w j. polskim) w cenie 15 euro plus koszty przesyłki. Książki absolutnie nie można traktować jako zamiennik dla Encyklopedii Śląskiej Porcelany, chociażby z tej przyczyny, że nie znajdziemy w niej wykazu sygnatur stosowanych przez śląskie manufaktury. Jest to raczej jej uzupełnienie. Pozycja ma układ tematyczny - po krótkim wstępie na temat historii wytwórczości porcelany na Śląsku oraz lakonicznych informacjach na temat wybranych wytwórni, przechodzimy do dalszych, bardzo ciekawych rozdziałów. Dowiemy się zatem co nieco na temat rynków zbytu i eksporcie, choć brak jest przykładów zdjęć porcelany eksportowej. Dalej opisane są poszczególne gałęzie produkcji, to jest porcelana codziennego użytku i ta wykwintna, porcelana okolicznościowa oraz tzw. weduty, czyli kunsztowne malowidła krajobrazowe na porcelanie. Dowiemy się także kilku ciekawostek na temat wyrobów niecodziennych dla Śląska, to jest figur (szczególnie ciekawy rozdział), porcelany nagrobkowej czy produkcji porcelanowego pieniądza zastępczego. Pozycję polecamy ze względu na dużą liczbę ilustracji, a także dlatego, że literatury na ten temat w języku polskim praktycznie nie mamy, a więc każda pozycja dostępna na rynku jest obowiązkowa! I również polecamy pośpiech w zakupie, bo nakład niedługo może się wyczerpać.
Kugler M. 2008, Najwyższa jakość po przystępnych cenach. Śląska porcelana od roku 1820, Schlesisches Museum zu Goerlitz.
Książka została wydana w trzech językach: polskim, niemieckim i czeskim. Jest pokłosiem wystawy czasowej pod tym samym tytułem, prezentowane w Muzeum Śląskim w Goerlitz na przełomie 2007 i 2008 roku. Zaprezentowano na niej przede wszystkim zbiory prywatnych kolekcjonerów z Niemiec. W książce znalazły się ponadto zdjęcia eksponatów z Muzeum Porcelany w Wałbrzychu. Można ją zakupić za pośrednictwem strony internetowej Muzeum w Goerlitz (w zakładce "wydawnictwa w j. polskim) w cenie 15 euro plus koszty przesyłki. Książki absolutnie nie można traktować jako zamiennik dla Encyklopedii Śląskiej Porcelany, chociażby z tej przyczyny, że nie znajdziemy w niej wykazu sygnatur stosowanych przez śląskie manufaktury. Jest to raczej jej uzupełnienie. Pozycja ma układ tematyczny - po krótkim wstępie na temat historii wytwórczości porcelany na Śląsku oraz lakonicznych informacjach na temat wybranych wytwórni, przechodzimy do dalszych, bardzo ciekawych rozdziałów. Dowiemy się zatem co nieco na temat rynków zbytu i eksporcie, choć brak jest przykładów zdjęć porcelany eksportowej. Dalej opisane są poszczególne gałęzie produkcji, to jest porcelana codziennego użytku i ta wykwintna, porcelana okolicznościowa oraz tzw. weduty, czyli kunsztowne malowidła krajobrazowe na porcelanie. Dowiemy się także kilku ciekawostek na temat wyrobów niecodziennych dla Śląska, to jest figur (szczególnie ciekawy rozdział), porcelany nagrobkowej czy produkcji porcelanowego pieniądza zastępczego. Pozycję polecamy ze względu na dużą liczbę ilustracji, a także dlatego, że literatury na ten temat w języku polskim praktycznie nie mamy, a więc każda pozycja dostępna na rynku jest obowiązkowa! I również polecamy pośpiech w zakupie, bo nakład niedługo może się wyczerpać.
***
Dziś wydawnictwo nieco starsze, ale posiadające wielką zaletę na polskim rynku literatury fachowej - dostępność. Książkę nadal jeszcze można kupić w drugim obiegu, w przeciwieństwie do najnowszych wydawnictw dotyczących Ćmielowa. Cena to ok. 40-50 na portalach typu OLX.
Kołodziejowa B., Stadnicki Z.M., Zakłady Porcelany Ćmielów, Krajowa Agencja Wydawnicza w Krakowie.
Choć autorzy na początku krygują się tłumacząc, że źródeł jest niewiele, że jest wielka trudność z odtworzeniem najstarszych dziejów wytwórni itd., to zaraz po wstępie dostajemy wybitnie solidną i nader szczegółową porcję wiedzy, właśnie na temat początków wytwórczości ceramiki w Ćmielowie. Później cały XIX w. opisany w sposób nawet romantyczny, czyta się bardzo dobrze - jeśli ktoś lubi powieści z kręgu "Lalki". Ten wątek zresztą również się tu pojawia - ponoć pierwowzór Wokulskiego był ważną osobistością w dziejach Ćmielowa. Więcej nie zdradzę, przeczytajcie sami. Bardzo ciekawe są również losy wojenne wytwórni ćmielowskiej (II wojna). Wiedza ta pozwala naprawdę docenić każdy zachowany wyrób z tego okresu, w tym piękną plastykę Kalfasa. Okres powojenny jest już dobrze znany i udokumentowany. Autorzy doprowadzają historię Ćmielowa do początku lat 80. Dużo uwagi poświęcają trendowi "new look" oraz figurkom ćmielowskim, które już w latach 80. "przeżywały swoje pierwsze retro". Obszerne streszczenie przetłumaczone jest na kilka języków konferencyjnych, co się bardzo chwali. Poza tym w książce zamieszczono kalendarium, wypis projektantów, serwisów i figurek. A przy tak bogatej treści i tak 70% objętości książki stanowią kolorowe zdjęcia - nie tylko samych wyrobów, ale także wybitnych modelarzy, dekoratorów i zwykłych pracowników fabryki przy pracy. Pozycja nie do przecenienia - kupujcie, jeśli jeszcze znajdziecie!
Kołodziejowa B., Stadnicki Z.M., Zakłady Porcelany Ćmielów, Krajowa Agencja Wydawnicza w Krakowie.
Choć autorzy na początku krygują się tłumacząc, że źródeł jest niewiele, że jest wielka trudność z odtworzeniem najstarszych dziejów wytwórni itd., to zaraz po wstępie dostajemy wybitnie solidną i nader szczegółową porcję wiedzy, właśnie na temat początków wytwórczości ceramiki w Ćmielowie. Później cały XIX w. opisany w sposób nawet romantyczny, czyta się bardzo dobrze - jeśli ktoś lubi powieści z kręgu "Lalki". Ten wątek zresztą również się tu pojawia - ponoć pierwowzór Wokulskiego był ważną osobistością w dziejach Ćmielowa. Więcej nie zdradzę, przeczytajcie sami. Bardzo ciekawe są również losy wojenne wytwórni ćmielowskiej (II wojna). Wiedza ta pozwala naprawdę docenić każdy zachowany wyrób z tego okresu, w tym piękną plastykę Kalfasa. Okres powojenny jest już dobrze znany i udokumentowany. Autorzy doprowadzają historię Ćmielowa do początku lat 80. Dużo uwagi poświęcają trendowi "new look" oraz figurkom ćmielowskim, które już w latach 80. "przeżywały swoje pierwsze retro". Obszerne streszczenie przetłumaczone jest na kilka języków konferencyjnych, co się bardzo chwali. Poza tym w książce zamieszczono kalendarium, wypis projektantów, serwisów i figurek. A przy tak bogatej treści i tak 70% objętości książki stanowią kolorowe zdjęcia - nie tylko samych wyrobów, ale także wybitnych modelarzy, dekoratorów i zwykłych pracowników fabryki przy pracy. Pozycja nie do przecenienia - kupujcie, jeśli jeszcze znajdziecie!
***
Dziś chciałbym polecić pozycję nieco lżejszą. Opuszczając na chwilę krąg lektur specjalistycznych, zachęcam do zabrania ze sobą na wakacyjny relaks dobrej, świeżej literatury z kręgu porcelanowego. Edmund de Waal to współczesny artysta, ceramik, który szczególnie upodobał sobie najszlachetniejszy rodzaj gliny, z jakiego wyrabia się porcelanę. Zafascynowany nie tylko samym tworzywem postanawia wybrać się w podróż sentymentalną szlakiem historii jej wykorzystania. Planuje odwiedzić trzy białe wzgórza, to jest miejsca, gdzie wydobywano glinkę kaolinową i wytwarzano z niej porcelanę. Zaczyna od Jingdezhen, chińskiej kolebki porcelany. W mieście od setek lat dymią kominy pieców do wypału ceramiki, a wszyscy jego mieszkańcy w jakiś sposób związani są z tym przemysłem. Kiedyś wytwarzano tu drogocenną zastawę dla cesarskiego dworu, a po upadku monarchii bibeloty na użytek komunistycznego reżimu. Dziś można tam kupić wszystko - w Chinach produkuje się obecnie każdy rodzaj porcelany będący doskonałą kopią naczyń z XII czy XV w. Następnie autor wraca do Europy i odwiedza białe wzgórza, miejsca powtórnego odkrycia sekretu białego złota na zamku Albrechtsburg w Miśni, a potem także w Plymouth, w Anglii. Początkowo odnoszę wrażenie, że de Waal opętany jest ideą bieli i doskonałości, ale ostatecznie okazuje się to złudzeniem, ponieważ autor tak naprawdę nie śledzi samego procesu wytwórczości porcelany, ale ludzi, którzy za tym stoją. Studiuje stare dokumenty, notatki i listy - nie tylko treść, ale i charakter pisma, a wszystko to po to by choć na chwilę nawiązać kontakt z ludźmi, którzy za tym stoją. I choć od wydarzeń tych minęły lata, mam wrażenie, że de Waal prowadzi równorzędny dialog z dziesięciolatkiem umęczonym biedą i chorobami, którego płuca zatruwa porcelanowy pył i dym z setek kominów podczas codziennej, wielogodzinnej pracy w jednej z manufaktur w Jingdzen, z młodym i lekkomyślnym Bottgerem obiecującym Augustowi przemienienie zwykłego metalu w złoto, czego skutkiem ubocznym jest miśnieńska porcelana czy wreszcie ze skrupulatnym, a jednocześnie pozbawionym skrupułów Wedgwoodem. W trakcie podróży de Waal wytycza sobie kolejne cele. Odkrywa czwarte białe wzgórze, Ayoree Mountain na ziemi Czirokezów, skąd pochodziła biała glinka do produkcji angielskiej porcelany. Jest też wątek Allach, porcelany produkowanej przez więźniów w Dachau. Lektura przyjemna i na pewno sprawi, że już nigdy nie popatrzycie tak samo na wasze porcelanowe zbiory.
***
Wakacyjne lenistwo w pełni, czyli najlepszy czas na pouczającą lekturę:) A czy przyjemną? O tym zaraz. Dziś polecam:
Cerutti C., Dorigato A. 1992, Szkło XV-XX Wieku, Wydawnictwo Amber.
Już same nazwiska autorek stanowią o - moim zdaniem - mankamencie książki. Otóż autorki są Włoszkami i cała książka napisana jest z mocno zachodniocentrycznego punktu widzenia. Mamy tu więc w miarę kompletną monografię szklarstwa włoskiego i francuskiego. Jest też trochę o Anglii i Stanach Zjednoczonych. O Niemczech, a więc i o Śląsku autorski wspominają dosłownie jednym zdaniem. Nie dowiemy się więc nic o Hucie Józefina. Również Czechy zostały potraktowane z przymrużeniem oka, tak więc próżno szukać informacji o Moserze. O Polsce już nawet nie wspominam, bo nawet nazwa tego (naszego) kraju w książce nie pada, nie mówiąc już o Niemenie czy Hortensji. Jeśli już przy wadach jesteśmy, to zadziwia także dysproporcja w uwadze poświęconej poszczególnym okresom. Tak więc, niemal połowa książki poświęcona jest wiekom XV-XVIII, a np. na lata 60-70 XX w. autorki poświęcają pół strony. No dobrze, to już wiemy, czego z książki się nie dowiemy, a teraz zalety:) Bardzo dużo informacji na temat początków szklarstwa nowożytnego oraz samej technologii. Czytając publikację nie jesteśmy w stanie przyswoić sobie całej treści, ale jeśli zostanie nam w głowie 30% to na pewno poszerzymy nasz słownik terminologiczny w zakresie szklarstwa. Na uwagę zasługuje także bogaty materiał ilustracyjnym (w tym w większości są to zdjęcia unikatów ze światowych muzeów). Niestety ilustracje nie są dobrze połączone z tekstem, przez co nie patrzymy na to, o czym czytamy (choć to może wina polskiego składu i wydania). Dwa bardzo mocne punkty publikacji: lampy i witraże (oczywiście francuskie i włoskie). Oba tematy doczekały się własnych obszernych rozdziałów. Podsumowując, fachowe (czytaj: lekko nudne) wprowadzenie do tematu zabytkowego szkła, jednak niewyczerpujące dla kolekcjonerów rodzimego rzemiosła.
Cerutti C., Dorigato A. 1992, Szkło XV-XX Wieku, Wydawnictwo Amber.
Już same nazwiska autorek stanowią o - moim zdaniem - mankamencie książki. Otóż autorki są Włoszkami i cała książka napisana jest z mocno zachodniocentrycznego punktu widzenia. Mamy tu więc w miarę kompletną monografię szklarstwa włoskiego i francuskiego. Jest też trochę o Anglii i Stanach Zjednoczonych. O Niemczech, a więc i o Śląsku autorski wspominają dosłownie jednym zdaniem. Nie dowiemy się więc nic o Hucie Józefina. Również Czechy zostały potraktowane z przymrużeniem oka, tak więc próżno szukać informacji o Moserze. O Polsce już nawet nie wspominam, bo nawet nazwa tego (naszego) kraju w książce nie pada, nie mówiąc już o Niemenie czy Hortensji. Jeśli już przy wadach jesteśmy, to zadziwia także dysproporcja w uwadze poświęconej poszczególnym okresom. Tak więc, niemal połowa książki poświęcona jest wiekom XV-XVIII, a np. na lata 60-70 XX w. autorki poświęcają pół strony. No dobrze, to już wiemy, czego z książki się nie dowiemy, a teraz zalety:) Bardzo dużo informacji na temat początków szklarstwa nowożytnego oraz samej technologii. Czytając publikację nie jesteśmy w stanie przyswoić sobie całej treści, ale jeśli zostanie nam w głowie 30% to na pewno poszerzymy nasz słownik terminologiczny w zakresie szklarstwa. Na uwagę zasługuje także bogaty materiał ilustracyjnym (w tym w większości są to zdjęcia unikatów ze światowych muzeów). Niestety ilustracje nie są dobrze połączone z tekstem, przez co nie patrzymy na to, o czym czytamy (choć to może wina polskiego składu i wydania). Dwa bardzo mocne punkty publikacji: lampy i witraże (oczywiście francuskie i włoskie). Oba tematy doczekały się własnych obszernych rozdziałów. Podsumowując, fachowe (czytaj: lekko nudne) wprowadzenie do tematu zabytkowego szkła, jednak niewyczerpujące dla kolekcjonerów rodzimego rzemiosła.
***
Dziś chciałbym polecić kolejną już pozycję z kręgu designu polskiego:
Kozina I., Polski design, 2015, Wydawnictwo SBM.
Czym ta książka różni się od innych dostępnych na rynku? Już mówię. Po pierwsze, moim zdaniem jest to najlepsza pozycja dotyczą polskiego wzornictwa. Jest to prawdziwa monografia naukowa, choć oczywiście na potrzeby kolorowego albumowego wydania cały aparat naukowy został z niej usunięty. Warsztat naukowy autorki przebija jednak w bardzo bogatej pod względem merytorycznym treści. Jakie jeszcze różnice? Otóż w tym przypadku, tak popularny ostatnio wśród kolekcjonerów okres lat 60. stanowi jedynie jeden z rozdziałów. Autorka śledzi bowiem dzieje polskiego projektowania już od końca XIX w. Jest więc i secesja i art deco. Dowiemy się np. że Stanisław Witkiewicz (ojciec Witkacego) projektował nie tylko domy, ale i meble, a także kto jest autorem wyposażenia transatlantyka Batory. Autorka nie skupia się tylko na przedmiotach otaczających nas w domu (meble, ceramika, szkło), ale porusza także temat polskiej motoryzacji i to od samych jej początków, kończąc na autorach projektów współczesnych szynobusów. Kolejną zaletą tej pozycji jest zestaw biogramów polskich projektantów, których nazwisk nie znajdziecie jeszcze na Wikipedii. Podróż przez polski design kończymy w XXI w. Początkowo, z racji zainteresowania przeszłością, chciałem odpuścić sobie ostatni rozdział, w którym opisane są projekty współczesnych czajników Zelmera czy dziecięcych fotelików samochodowych. Całe szczęście, nie zrobiłem tego! Dzięki informacjom dotyczących tak młodych realizacji, designerów oraz polskich firm zajmujących się projektowaniem na poziomie światowym o wiele łatwiej jest zrozumieć ideę samego projektowania przemysłowego, poznać ten zawód i jego złożoność. Szczerze polecam. Najlepsza pozycja z tej tematyki, jaką udało mi się znaleźć na rynku.
P.S. Ja kupiłem w Empiku, ale pewnie znajdzie się w każdej księgarni, także internetowej.
Kozina I., Polski design, 2015, Wydawnictwo SBM.
Czym ta książka różni się od innych dostępnych na rynku? Już mówię. Po pierwsze, moim zdaniem jest to najlepsza pozycja dotyczą polskiego wzornictwa. Jest to prawdziwa monografia naukowa, choć oczywiście na potrzeby kolorowego albumowego wydania cały aparat naukowy został z niej usunięty. Warsztat naukowy autorki przebija jednak w bardzo bogatej pod względem merytorycznym treści. Jakie jeszcze różnice? Otóż w tym przypadku, tak popularny ostatnio wśród kolekcjonerów okres lat 60. stanowi jedynie jeden z rozdziałów. Autorka śledzi bowiem dzieje polskiego projektowania już od końca XIX w. Jest więc i secesja i art deco. Dowiemy się np. że Stanisław Witkiewicz (ojciec Witkacego) projektował nie tylko domy, ale i meble, a także kto jest autorem wyposażenia transatlantyka Batory. Autorka nie skupia się tylko na przedmiotach otaczających nas w domu (meble, ceramika, szkło), ale porusza także temat polskiej motoryzacji i to od samych jej początków, kończąc na autorach projektów współczesnych szynobusów. Kolejną zaletą tej pozycji jest zestaw biogramów polskich projektantów, których nazwisk nie znajdziecie jeszcze na Wikipedii. Podróż przez polski design kończymy w XXI w. Początkowo, z racji zainteresowania przeszłością, chciałem odpuścić sobie ostatni rozdział, w którym opisane są projekty współczesnych czajników Zelmera czy dziecięcych fotelików samochodowych. Całe szczęście, nie zrobiłem tego! Dzięki informacjom dotyczących tak młodych realizacji, designerów oraz polskich firm zajmujących się projektowaniem na poziomie światowym o wiele łatwiej jest zrozumieć ideę samego projektowania przemysłowego, poznać ten zawód i jego złożoność. Szczerze polecam. Najlepsza pozycja z tej tematyki, jaką udało mi się znaleźć na rynku.
P.S. Ja kupiłem w Empiku, ale pewnie znajdzie się w każdej księgarni, także internetowej.
***
Dziś chciałbym polecić dwie książki, które stanowią vademecum kolekcjonera polskich fajansów:
Nowakowski P. 2008, Fantastyczna ceramika użytkowa. Włocławskie fajanse z lat 1953-1965 w kolekcji Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku.
oraz
Bandziak-Kwiatkowska K. 2016, Pamiątka z fajansu. W 140 rocznicę powstania przemysłu ceramicznego we Włocławku.
Za książki dziękuję Antyczek.pl
Tam też możecie ja nabyć. Do moich niestety dorwał się dwuletni "Pikaso" co możecie zobaczyć na załączonych zdjęciach, ale na szczęście udało się je uratować.
Pierwsza pozycja to jak sam tytuł mówi katalog muzealny. Przedstawiono w nim zbiory wyrobów wykonanych w szalonej stylistyce przełomu lat 50. i 60. XX w. Nie ma tu za dużo tekstu (choć są oczywiście biogramy znakomitych twórców tamtego okresu, takich jak Elżbieta Piwek-Białoborska, Jan Sowiński czy Wit Płażewski oraz notatka na temat losów włocławskich zakładów na przełomie lat 50. i 60. XX w.). Sam katalog jest nie do przecenienia. Zbudowano go w sposób bardzo przejrzysty, podając niezbędne informacje na temat każdego wyrobu. Kolejność zamieszczania obiektów została podyktowana fabryczną numeracją modeli (każdy z włocławskich fajansów tego okresu ma na dnie wyciśnięty numer formy). W katalogu znajdziemy takie informacje jak wymiary, autora formy oraz występujące rodzaje dekoracji. Jest tu oczywiście kilka luk, nie wszystkie bowiem formy udało się zgromadzić w muzeum i to są dopiero białe kruki! A zakres formalny naczyń produkowanych we Włocławku był bardzo duży - od naczyń stołowych i użytkowych do lamp, kaganków przez żyrandole do figurek. Książka z pewnością cieszy oko szaloną gamą barw i organicznych kształtów. Druga z polecanych pozycji zawiera natomiast historie wszystkich zakładów produkujących fajans we Włocławku od roku 1873 r., wraz z sygnaturami i bogatą dokumentacją fotograficzną. Szczególnie ciekawe są zamieszczone we fragmentach dokumenty źródłowe zawierające wyciągi z dawnych umów (opis stanu zakładu) czy wspomnienia właścicieli i pracowników. Książka może nie imponuje objętością, ale na pewno jest bardzo ciekawym wprowadzeniem w świat włocławskiego fajansu. Ponieważ obie pozycje to wydawnictwa muzealne (niski nakład) nie odkładajcie decyzji o zakupie, bo może być za późno!
Nowakowski P. 2008, Fantastyczna ceramika użytkowa. Włocławskie fajanse z lat 1953-1965 w kolekcji Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku.
oraz
Bandziak-Kwiatkowska K. 2016, Pamiątka z fajansu. W 140 rocznicę powstania przemysłu ceramicznego we Włocławku.
Za książki dziękuję Antyczek.pl
Tam też możecie ja nabyć. Do moich niestety dorwał się dwuletni "Pikaso" co możecie zobaczyć na załączonych zdjęciach, ale na szczęście udało się je uratować.
Pierwsza pozycja to jak sam tytuł mówi katalog muzealny. Przedstawiono w nim zbiory wyrobów wykonanych w szalonej stylistyce przełomu lat 50. i 60. XX w. Nie ma tu za dużo tekstu (choć są oczywiście biogramy znakomitych twórców tamtego okresu, takich jak Elżbieta Piwek-Białoborska, Jan Sowiński czy Wit Płażewski oraz notatka na temat losów włocławskich zakładów na przełomie lat 50. i 60. XX w.). Sam katalog jest nie do przecenienia. Zbudowano go w sposób bardzo przejrzysty, podając niezbędne informacje na temat każdego wyrobu. Kolejność zamieszczania obiektów została podyktowana fabryczną numeracją modeli (każdy z włocławskich fajansów tego okresu ma na dnie wyciśnięty numer formy). W katalogu znajdziemy takie informacje jak wymiary, autora formy oraz występujące rodzaje dekoracji. Jest tu oczywiście kilka luk, nie wszystkie bowiem formy udało się zgromadzić w muzeum i to są dopiero białe kruki! A zakres formalny naczyń produkowanych we Włocławku był bardzo duży - od naczyń stołowych i użytkowych do lamp, kaganków przez żyrandole do figurek. Książka z pewnością cieszy oko szaloną gamą barw i organicznych kształtów. Druga z polecanych pozycji zawiera natomiast historie wszystkich zakładów produkujących fajans we Włocławku od roku 1873 r., wraz z sygnaturami i bogatą dokumentacją fotograficzną. Szczególnie ciekawe są zamieszczone we fragmentach dokumenty źródłowe zawierające wyciągi z dawnych umów (opis stanu zakładu) czy wspomnienia właścicieli i pracowników. Książka może nie imponuje objętością, ale na pewno jest bardzo ciekawym wprowadzeniem w świat włocławskiego fajansu. Ponieważ obie pozycje to wydawnictwa muzealne (niski nakład) nie odkładajcie decyzji o zakupie, bo może być za późno!
***
Przeżywamy właśnie wielki powrót polskiej ceramiki lat 50. i 60. XX w. Każdy, kto choć trochę śledzi tendencję na rynku antykwarycznym lub jest stałym bywalcem na targach staroci z pewnością zauważył, że już nawet pan, który do tej pory rozstawiał się na kocyku z kilkoma przedmiotami wytarganymi z domu, od cioci lub sąsiadki wie, że za figurkę ze znakiem Ćmielowa, a jeszcze lepiej Wawelu, Chodzieży czy Tułowic może żądać kilkaset złotych, a i tak kolekcjoner będzie w niebo wzięty, bo właśnie znalazł brakujący i tak poszukiwany element swojej kolekcji.Polski New Look, czyli tak zwane Pikasy zawładnął także Desą i wszystkimi pozostałymi domami aukcyjnymi. Jeśli chcecie poruszać się po wszelkich bazarkach mądrzy niczym Sokrates po ateńskim forum, w mgnieniu oka odróżnić Izę od Idy, Aldonę od Elżbiety, czy Krokusa od Opola, od niechcenia rzucać projektami Książka, Buksowicza czy Gołajewskiej to... witajcie w raju! Jest dla Was książka i to udostępniona przez autorkę absolutnie za darmo!
Banaś Barbara, Polski New Look, do pobrania tutaj:
https://www.facebook.com/POLSKI-NEW-LOOK-Ceramika-u%C5%BC…/…
Lektura obowiązkowa, a zarazem najbardziej wyczerpujące kompendium wiedze ze wszystkich dostępnych na rynku na temat polskiej ceramiki użytkowej lat 50. i 60. Autorka wprowadza nas w temat, wyjaśniając czym ten cały New Look jest, skąd się wziął, co się działo wtedy na świecie i jakie inspiracje przyświecały polskim twórcom. Doskonale opisuje też realia polityczno-towarzysko-gospodarcze epoki. Jest tu usystematyzowana dawka wiedzy na temat tzw. figurek ćmielowskich oraz pater - obiektów największego pożądania. Autorka zamieszcza krótkie opisy wszystkich działających wówczas wytwórni państwowych, prywatnych i spółdzielni rękodzieła, a także biogramy znanych i nieznanych twórców.
Pobierać, czytać, zapamiętać!
Pobierać, czytać, zapamiętać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz